W Wielkiej Brytanii już rozpoczął się wyścig o stanowisko lidera Partii Konserwatystów i zarazem nowego premiera. W czwartek po zaledwie 45 dniach sprawowania władzy do dymisji podała się premier Liz Truss. Jedno nazwisko w kontekście potencjalnego kandydata wywołuje na Wyspach Brytyjskich najwięcej kontrowersji – chodzi o Borisa Johnsona.

REKLAMA

Liz Truss wygłosiła w czwartek na Downing Street oświadczenie, ogłaszając swoją rezygnację ze stanowiska premier Wielkiej Brytanii.

Nazwisko nowego premiera Wielkiej Brytanii mamy poznać do końca przyszłego tygodnia. Wyboru nowego lidera konserwatystów dokonają tylko posłowie, bez udziału wszystkich członków partii w decydującej rundzie.

Choć nikt jeszcze nie ogłosił oficjalnie startu, Rishi Sunak i Penny Mordaunt są wskazywani jako ci, którzy mają realne szanse na osiągnięcie wymaganego progu.

Możliwe jest także, że w wyborach będzie chciał wystartować poprzednik Truss, Boris Johnson i on również, jak się wydaje, mógłby uzyskać niezbędne poparcie.

Były premier przebywa obecnie na Karaibach, gdzie wypoczywa z rodziną. Niewykluczone, że może zgłosić swoją kandydaturę, jeśli poprze go więcej niż stu posłów rządzącej partii. Weźmie wtedy ponownie udział w wyścigu o fotel przywódcy Konserwatystów, mimo iż zaledwie kilka tygodni temu został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska w kompromitujących okolicznościach.

Zdaniem wielu komentatorów powrót Borisa Johnsona na Downing Street byłby ostatecznym dowodem upadku brytyjskiego systemu politycznego - zauważa korespondent RMF FM w Londynie Bogdan Frymorgen.

Geneza brytyjskiego kryzysu

Inflacja powyżej 10 proc., ceny żywności ponad 14 proc. więcej w stosunku do roku poprzedniego - to najnowsze dane ekonomiczne, które pogrążyły brytyjską premier Liz Truss. Błędy, jakie popełniła, doprowadziły to ostrego kryzysu ekonomicznego na Wyspach Brytyjskich.

Premier Truss była przy władzy zaledwie od 6 tygodni, trudno ją zatem winić za statystykę dotyczącą inflacji i wzrostu cen żywności. Ale są one dodatkowym ciężarem, biorąc pod uwagę katastrofę, jaką okazała się jej polityka fiskalna.

Jako pierwsza w historii brytyjskiej polityki w ciągu tygodnia odwróciła o 180 stopni strategię fiskalną. Proponowała cięcia podatków i zwiększenie zadłużenia, a skończyło się na błyskawicznej zmianie ministra finansów.

Rynki finansowe zareagowały natychmiast. Wartość funta drastycznie spadła. Do pilnej interwencji zmuszony został centralny Bank Anglii, który wykupił państwowe obligacje na sumę kilkudziesięciu miliardów funtów. To osłoniło fundusze emerytalne, ale wielu kredytodawcom podniosło stopy procentowe. To z kolei przełożyło się na kieszeń ludzi, którzy zaciągnęli pożyczki na zakup domów czy mieszkań.