Obserwowali go tydzień, by sprawdzić, czy ma wspólników i czy nie planuje kolejnego ataku. Niemiecka policja ujawniła więcej informacji o Rosjaninie, który półtora tygodnia temu zdetonował ładunki wybuchowe na trasie przejazdu autokaru z piłkarzami Borussii Dortmund. 28-latek chciał zarobić pieniądze na zmianach cen akcji klubu.

REKLAMA

Jak donosi dziennikarz RMF FM Adam Górczewski, na trop zamachowca naprowadził śledczych sygnał ze świata gospodarki. Specjaliści rynków finansowych zwrócili uwagę, że w dniu zamachu ktoś wydał dużo pieniędzy, obstawiając wyraźny spadek cen akcji notowanej na giełdzie Borussii. Co więcej, numer IP komputera zleceniodawcy transakcji pochodził z hotelu, w którym przed meczem mieszkali piłkarze dortmundzkiej drużyny.

Później już praca policji polegała na ułożeniu pasujących klocków. Rosjanin mieszkał w pokoju z widokiem na miejsce zamachu: wcześniej zaś zrezygnował z innego zarezerwowanego pokoju, bo nie miał on okna z widokiem na uliczkę, w której zdetonowano bomby.

Ustalono również, że 28-latek pracuje w klinice jako elektrotechnik, więc zdalna detonacja ładunków nie była dla niego problemem.

Siergiej W. został zatrzymany dzisiaj rano w Tybindze. By nie ryzykować, że zdetonuje w mieszkaniu ewentualne kolejne ładunki, policja zdecydowała, że zatrzyma go w drodze do pracy.

Zamachowiec chciał zabić i ranić jak najwięcej piłkarzy Borussii: zakładał, że doprowadzi to do spadku notowań akcji klubu. Miał wykupione opcje kupna piętnastu tysięcy udziałów. Chciał tanio je wykupić i na tym zarobić - przyjął bowiem, że akcje szybko wrócą do obecnych cen.

Przypomnijmy, do zamachu doszło we wtorek 11 marca: w pobliżu autokaru wiozącego piłkarzy BVB na stadion Signal Iduna Park eksplodowały trzy ładunki wybuchowe. Ranny został obrońca Borussii Marc Bartra i policjant.


(e)