Politycy Kremla zbytnio się pospieszyli. Rosyjscy naukowcy dementują ich rewelacje, że udało się udowodnić prawa Moskwy do Bieguna Północnego i że Uskok Łomonosowa jest przedłużeniem Syberii.

REKLAMA

Próbki dna morskiego, przywiezione z ostatniej ekspedycji nie pozwalają na określenie, czy szelf rzeczywiście łączy się z syberyjską płytą kontynentalną – twierdzi szef Instytutu Geologii Oceanów Rosyjskiej Akademii Nauk Wiktor Posiewow.

To wiadro próbek, które przywieźli, nic nam nie da, takich próbek mieliśmy już wcześniej dziesiątki - twierdzi jeden z naukowców, cytowany przez dziennik "Kommersant". Według gazety ekspedycja była reklamą przedwyborczą, a z nauką miała niewiele wspólnego.

Wczoraj Moskwa ogłosiła, że próbki pobrane podczas niedawnej misji wskazują, że podwodny Uskok Łomonosowa jest przedłużeniem rosyjskiego lądu a konkretnie syberyjskiej platformy kontynentalnej.

Na początku sierpnia uczestnicy rosyjskiej wyprawy umieścili pod Biegunem Północnym flagę symbolizującą prawo Rosji do tego terytorium. Niedługo potem własną wyprawę zorganizowała Dania. Również Kanada twierdzi, że znajdujący się pod biegunem Grzbiet Łomonosowa (wypukłość dna Oceanu Arktycznego) jest przedłużeniem jej terytorium.

Po Rosji i Kanadzie w połowie sierpnia swoją ekspedycję na Biegun Północny wysłały Stany Zjednoczone. Miała ona sporządzić mapę części dna morskiego Arktyki. Naukowcy chcą ustalić, czy można ją uznać za część terytorium USA.

Rywalizację między krajami potęguje to, że pod lodami Arktyki kryją się nienaruszone zasoby ropy, gazu i innych cennych minerałów.