Władze w Mińsku wyrzuciły z Białorusi ambasadorów z Brukseli i Warszawy. Jednocześnie reżim odwołał swoich dyplomatów przy Unii i w Polsce. Jak poinformowała szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton, kraje UE - na znak solidarności - wycofają swych ambasadorów z Mińska.

REKLAMA

To reakcja na unijne sankcje

Decyzja o wyrzuceniu z Białorusi polskiego ambasadora i ambasadora UE, a także o wezwaniu do kraju białoruskich dyplomatów, była reakcją na unijne sankcje wobec urzędników reżimu. Ambasadorowie Polski i Unii zostali we wtorek wezwani do resortu dyplomacji w Mińsku i tam usłyszeli, że muszą opuścić kraj, by "przekazać swym przełożonym zdecydowane stanowisko białoruskich władz".

Białoruskie MSZ wyjaśniło swój krok w specjalnym oświadczeniu. Ambasadorom Unii Europejskiej i Polski na Białorusi polecono wyjechać do swoich stolic, żeby poinformowali swe władze o zdecydowanym stanowisku państwa białoruskiego o niedopuszczalności nacisków i sankcji. To reakcja na decyzje Rady Unii Europejskiej. Według nas, Unia Europejska kontynuuje stosowanie polityki otwartych nacisków na Białoruś. Wielokrotnie, na różnych poziomach, zwracaliśmy uwagę, że taka polityka jest pozbawiona perspektyw w stosunku do Republiki Białorusi - czytamy w oświadczeniu białoruskiego resortu spraw zagranicznych.

Rzecznik białoruskiego MSZ Andriej Sawinych - zapytany przez naszego reportera Krzysztofa Zasadę, czy dyplomaci będą mogli wrócić na Białoruś - odmówił komentarza. Mamy nadzieję, że oficjalni przedstawiciele Unii Europejskiej i państw członkowskich uświadomią sobie szkodliwość siłowego podejścia do stosunków z Białorusią - stwierdził jedynie.

Tusk: Nie miałem żadnych sygnałów w tej sprawie

Donald Tusk, zapytany o działania białoruskiej dyplomacji kilka chwil po ogłoszeniu decyzji reżimu w Mińsku, nie krył zaskoczenia. Nie miałem żadnych sygnałów co do tego typu retorsji ze strony Mińska - zapewnił.

Premier zastrzegł przy tym, że Polska nie zmieni stanowiska w sprawie sankcji wobec Białorusi.

Z kolei szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna podkreślał, że liczymy na solidarność i głos Unii Europejskiej. Jak mówił po południu, wszyscy unijni ambasadorzy powinni opuścić Białoruś, żeby wykazać "elementarną solidarność". Tak jak jesteśmy solidarni wszyscy z Białorusinami, z tymi, którzy siedzą w więzieniach, którzy tam mieszkają i są represjonowani, tak kraje Unii powinny być solidarne z ambasadorem Polski, Polską i Unią - podkreślał.

Schetyna zaznaczył też, że nie będzie zgody na łamanie praw człowieka na Białorusi. Będziemy zawsze o tym mówić - stwierdził.

Niemcy zareagowali pierwsi

Na działania Białorusinów pierwsze zareagowały Niemcy, które bez oglądania się na Unię wezwały swego ambasadora w Mińsku na konsultacje do kraju.

Akcja przeciwko Polsce i Unii Europejskiej jest jednocześnie akcją przeciwko nam, Niemcom - oświadczył niemiecki minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle. Decyzja Białorusi nas oburzyła - dodał. Podkreślił, że Unia nie da się zastraszyć ani podzielić.

Łukaszenko uciska swój naród i oddala się coraz bardziej od demokracji. Jest ostatnim dyktatorem, jakiego mamy w Europie - podsumował Westerwelle.

UE wycofa swoich ambasadorów

Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton późnym popołudniem zwołała przedstawicieli państw członkowskich UE na nadzwyczajne posiedzenie komitetu ds. polityki bezpieczeństwa (COPS). Już przed spotkaniem jeden z rozmówców naszej korespondentki Katarzyny Szymańskiej-Borginon zapowiadał, że Unia postanowi wyrazić niezadowolenie i zaniepokojenie sytuacją, a kraje Wspólnoty odwołają na konsultacje swoich ambasadorów z Mińska. Swoich dyplomatów ma tam czternaście krajów Unii.

Jeden z unijnych dyplomatów powiedział również naszej dziennikarce, że Unia zachowa sobie jeszcze możliwość dalszych retorsji wobec Łukaszenki - na razie nie będzie więc wydalać białoruskich ambasadorów z unijnych stolic. Tego typu krok zostawiamy sobie jako ostateczność - stwierdził dyplomata współpracujący z Ashton. Tym bardziej, że są to osoby nastawione dosyć prozachodnio i będą tworzyć w przyszłości białoruską elitę - dodał.

Są także inne możliwości nacisku. Parlament Europejski przygotowuje rezolucję w sprawie Białorusi. Polski eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski proponuje, by znalazło się w niej wezwanie do bojkotu hokejowych mistrzostw świata, które mają się odbyć w Mińsku w 2014 roku. Znawcy tematu twierdzą, że to może być przykre i dotkliwe dla wielkiego fana hokeju jakim jest Łukaszenko - uważa Saryusz-Wolski. Wezwanie do takiego bojkotu poparli już europejscy chadecy.

Reakcja polskiego resortu dyplomacji była na razie lakoniczna. MSZ oświadcza, że jest to krok nieprzyjazny wobec całej Unii Europejskiej i spotka się z odpowiedzią całej Unii. Władze białoruskie wiedzą, jakie są warunki powrotu do dialogu politycznego z Unią. Jest to zaprzestanie wszelkich represji oraz wkroczenie Białorusi na drogę demokratyzacji - oświadczył przed spotkaniem unijnych dyplomatów rzecznik MSZ Marcin Bosacki.

Unijna czarna lista objęła 21 nazwisk

W poniedziałek ministrowie dyplomacji Unii Europejskiej zdecydowali o objęciu sankcjami 21 przedstawicieli reżimu - sędziów i policjantów. Chodziło o zakaz wjazdu na terytorium Unii i zamrożenie aktywów.

Słowenia zablokowała jednak objęcie sankcjami oligarchy Jurija Czyża. Przeważyły interesy władz w Lublanie. Białorusin robi bowiem wielkie interesy ze Słowenią, między innymi podpisał kontrakt z tamtejszymi firmami na budowę luksusowego hotelu w Mińsku. Media donoszą, że umowa opiewa na 150 milionów euro.

Słoweńskie weto w sprawie Czyża skomentował szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. To smutny dzień dla Unii Europejskiej, interesy ekonomiczne jednego kraju okazały się ważniejsze niż presja, by reżim Białorusi zwolnił więźniów politycznych - mówił. Mam nadzieję, że przyszli goście hotelu Kempinski będą pamiętać o tym, jak długo będą niektórzy musieli siedzieć w więzieniu po to, żeby oni mogli w tym hotelu mieszkać - dodał Sikorski.

Łukaszenko: Jeśli przekroczycie czerwoną linię, odpowiemy bardzo ostro

O możliwej odpowiedzi na unijne sankcje mówił ponad tydzień temu prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko. Zrozumcie, że na razie znosimy te sankcje, którymi wy, Europejczycy, machacie nam przed nosem. Ale jeśli tylko przekroczycie czerwoną linię, odpowiemy bardzo ostro - stwierdził Łukaszenko, przyjmując listy uwierzytelniające od ośmiu ambasadorów - m.in. z Luksemburga, San Marino i Norwegii.

Podkreślał, że Białoruś leży "w centrum Europy" i przez jej terytorium przewożonych jest "100 milionów ton ładunków" ze wschodu na zachód. Budujemy terminale na granicy, przepuszczamy wasze ładunki w tę i z powrotem, zapewniamy im bezpieczeństwo. Przez te wszystkie lata, od kiedy jestem prezydentem, nie było ani jednej skargi. Nie rozumiem, czego jeszcze potrzeba Europejczykom? Niestabilnej Białorusi? Przecież nie. Nie podoba się wam Łukaszenko i kurs, który obrał? Ale my od niego nie odstąpimy, dopóki jestem wybierany na prezydenta - mówił twardo białoruski przywódca.

Dodał, że nie rozumie pretensji Zachodu pod adresem Mińska. Każde państwo ma prawo rozwijać się tak, jak uważa za stosowne, nie stwarzając problemów sąsiadom i innym państwom. (...) Przyjrzyjcie się uważnie naszemu krajowi i nie róbcie Białorusi świństw. Przecież na to nie zasłużyliśmy - stwierdził.