Prokuratura w Mediolanie prowadzi dochodzenie w sprawie dwudziestu przypadków szantażowania włoskich polityków i celebrytów przy pomocy kompromitujących zdjęć. Ujawniono, że jeden z prominentnych polityków zapłacił szantażystom 300 tysięcy euro, by nie dopuścić do publikacji jego fotografii.

Na trop skandalu naprowadziło wszczęte w 2008 roku dochodzenie w pokrewnej sprawie "króla" włoskich paparazzi Fabrizio Corony, któremu zarzucono szantażowanie między innymi piłkarzy. Fotograf skazany został za to niedawno na trzy i pół roku więzienia. Okazało się, że te przestępcze działania wyszły daleko poza działające niezgodnie z prawem agencje fotograficzne, bo zamieszani w to byli również przedstawiciele mediów, w tym szefowie redakcji.

Dziennik "La Repubblica" zauważa, że cały proceder był odgórnie sterowany na poziomie potężnych redakcji prasowych i stał się silnym narzędziem szantażu, także wobec polityków. Główną rolę w negocjacjach z agencjami fotograficznymi w sprawie kompromitujących zdjęć miał odgrywać redaktor naczelny popularnego kolorowego pisma "Chi" Alfonso Signorini. Tygodnik ten wydawany jest przez koncern Mondadori, który należy do premiera Silvio Berlusconiego.

Mechanizm ten, jak stwierdza "La Repubblica", przypomina niedawny skandal ze zmuszonym do dymisji gubernatorom regionu Lacjum Piero Marrazzo, którego karabinierzy sfilmowali podczas narkotykowej orgii z transseksualną prostytutką. Karabinierzy zaproponowali sprzedaż nagrania znanemu fotografowi, który został właśnie przesłuchany w sprawie badanych obecnie przypadków. Jak ustalono, fotograf udał się następnie do szefa tygodnika "Chi".

Szantażowanie znanych osób, ofiar agencji fotograficznych i niezależnych paparazzi, stało się we Włoszech wielkim biznesem. Dostarczone przez fotografów zdjęcia wykorzystywano w dwojaki sposób - "łagodniejsze" publikowano, a te bardziej kompromitujące odsprzedawano samym zainteresowanym za kilkadziesiąt tysięcy euro. Najwięcej zapłacił anonimowy polityk - 300 tysięcy euro.