W zaatakowanych rano hotelach w stolicy Indonezji znajdowało się dwóch Polaków. Na szczęście nie ucierpieli w wybuchach. Są cali i zdrowi, nic się im nie stało - powiedziała dziennikarce RMF FM Małgorzata Tańska z polskiej ambasady w Dżakarcie. Polacy znajdują się obecnie pod opieką dyplomatów. W atakach zginęło co najmniej 9 osób, a ponad 40 zostało rannych.

Jak na razie mamy informację tylko o dwóch obywatelach polskich, którzy są cali i zdrowi. Ustalamy, czy jeszcze na miejscu jacyś Polacy się znajdowali - mówi Małgorzata Tańska:

Do wybuchów w położonych tuż obok siebie hotelach JW Marriott i Ritz-Carlton w dzielnicy Kuningan doszło w odstępie kilku minut przed godziną 8:00 rano czasu lokalnego. Policja znalazła po eksplozjach również trzeci ładunek wybuchowy, który jednak nie eksplodował. Frontony obu hoteli - należących do najdroższych w Dżakarcie - zostały całkowicie zniszczone. Rejon wybuchu został izolowany przez policję. Na miejscu pracują ekipy ratownicze.

Wśród zabitych i rannych jest prawdopodobnie 14 cudzoziemców. Jak do tej pory nie wiadomo, z jakich krajów pochodzą. Minister bezpieczeństwa Indonezji zasugerował, iż wśród zabitych jest Nowozelandczyk.

Do ataków nie przyznała się dotychczas żadna organizacja.

Policja informowała też o dwóch ofiarach eksplozji samochodu w północnej części miasta, która miała miejsce kilka godzin po pierwszych atakach. Później jednak wyjaśniono, iż nie był to zamach terrorystyczny.

Zdaniem rzecznika prezydenta Indonezji, Dino Patti Djalala, wybuchy, jakie miały miejsce nad ranem, to akty terroru. Jest oczywiste, że nie chodzi tu o wybuch instalacji gazowej, lecz podłożonych przez terrorystów bomb - oświadczył w wywiadzie, nadanym przez lokalną telewizję Metro TV.

Natomiast cytowany przez agencję Reuters przewodniczący parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa Theo Sambuaga oświadczył, że w atakach uczestniczył co najmniej jeden zamachowiec-samobójca. Terrorysta jest wśród śmiertelnych ofiar wybuchu - powiedział Sambuaga, nie podając jednak szczegółów. Indonezyjska policja twierdzi również, że zamachowiec musiał być przebrany za hotelowego gościa.

Indonezyjskie hotele, w których doszło do zamachu, stały się celem dla terrorystów, bowiem ich współwłaścicielami są Amerykanie - uważa z kolei Sergiusz Prokurat, specjalista od spraw Dalekiego Wschodu. W rozmowie z dziennikarką RMF FM ekspert zwraca uwagę, że to bardzo trudna sytuacja dla azjatyckiego kraju. Tutaj tak naprawdę więcej niż jedna trzecia osób lubi Stany Zjednoczone - mówi Sergiusz Prokurat:

Jego zdaniem, bezpośrednim bodźcem dla akcji islamskich bojowników były wybory prezydenckie w Indonezji:

Hotel Marriott był już celem zamachu bombowego 5 sierpnia 2003 roku. Zginęło wówczas dwanaście osób. Do zamachu przyznała się organizacja ekstremistów islamskich Dżemaja Islamija (Wspólnota islamska), która dąży do utworzenia wyznaniowego państwa islamskiego w Azji południowo-wschodniej.

Dżemaja Islamija przyznała się również do zamachu bombowego, dokonanego w 2002 roku na wyspie Bali, masowo odwiedzanej przez zachodnich turystów. Zamach ten spowodował śmierć 202 osób, w większości cudzoziemców. Od tego czasu hotele w Indonezji są pilnie strzeżone. Tu są cały czas zwiększone środki ostrożności - potwierdza Małgorzata Tańska: