W Rosji jest obecnie więcej sierot, niż było ich w latach wojny. Dwie trzecie z nich to tzw. sieroty społeczne, których co najmniej jedno z rodziców żyje - pisze portal internetowy newsru.com.

Portal powołuje się na Jelenę Mizuliną, szefową parlamentarnej komisji ds. rodziny, kobiet i dzieci, która zwróciła uwagę na niepokojące zjawisko: w ostatnich dwóch latach do domów dziecka wróciło z rodzin zastępczych ok. 30 tysięcy dzieci.

Deputowana wiąże to zjawisko z brakiem właściwych programów pracy z rodzinami zastępczymi, a także komercjalizacją adopcji dzieci, które ludzie zgadzają się brać pod opiekę głównie dla korzyści materialnych, a gdy pojawiają się problemy wychowawcze, wyrzekają się podopiecznych. Mizulina podkreśla też, że liczba sierot w Rosji jest od czterech do pięciu razy większa niż w Europie czy USA.

Specjaliści alarmują, że każdy zwrot dziecka do zakładu opiekuńczego kaleczy jego psychikę dodatkowo - to cios, gdy najpierw wyrzekają się go biologiczni rodzice, a potem jeszcze przybrani.

Eksperci uważają, że za nieudane adopcje winę częściowo ponoszą autorzy reklam społecznych, którzy roztaczają przed potencjalnymi rodzinami zastępczymi iluzję, że jest to sprawa prosta i korzystna. W rzeczywistości zaś, jak podkreśla Tatiana Tulczynska z fundacji pomocy dla sierot "Tu i Teraz", wychowywanie cudzego dziecka to ciężkie zadanie.