Blisko siedem lat po zamachach z 11 września, Stany Zjednoczone nie są przygotowane na atak terrorystyczny. Ten zaskakujący wniosek znalazł się w raporcie po kontroli ponad 30 szpitali, przede wszystkim w Los Angeles i Waszyngtonie. Według autorów raportu, gdyby dzisiaj w tych miastach doszło do zamachu, byłby kłopot z udzieleniem pomocy ofiarom.

Chodzi o szpitalne izby przyjęć i oddziały ratunkowe, czyli te miejsca, w które najpierw trafiają ofiary wypadków czy zamachów terrorystycznych. W skontrolowanych szpitalach oddziały te były potwornie zatłoczone. W jednej z placówek przyjmowano dwukrotnie więcej poszkodowanych, niż pozwalają na to możliwości lokalowe. W innym szpitalu, po udzieleniu pierwszej pomocy, pacjentów sadzano na korytarzu, by czekali na dalsze zabiegi, a w Los Angeles zdarzały się przypadki odsyłania karetki z chorym do innego szpitala, bo tam brakowało miejsca.

W tej sytuacji, gdyby nagle zaszła pilna potrzeba udzielenia pierwszej pomocy kilkuset, czy kilku tysiącom poszkodowanych, jak bywa to w przypadku zamachu terrorystycznego, szpitale sobie z tym nie poradzą, ale trzeba też zaznaczyć, że problemem jest nie brak szpitali, bo te są, ale chodzi o pieniądze na działanie w nich oddziałów ratunkowych.