Amerykańscy kongresmani znaleźli sposób na cięcie wydatków. Coraz częściej nocują w swoich biurach. Oszczędzają w ten sposób wydatki na zakwaterowanie - pisze gazeta "Chicago Tribune".

51-letni demokratyczny kongresman z Chicago Mike Quigley jest jednym z tych ustawodawców, którzy zrezygnowali z wynajmowania mieszkania w Waszyngtonie i śpią w swoich biurach. Quigley co wieczór rozkłada w nim polowe łóżko. Inni śpią na kanapach czy materacach i kąpią się w pomieszczeniach w sali gimnastycznej dla członków Izby Reprezentantów.

Mike Quigley tłumaczy, że decyduje się na taki styl życia z dwóch powodów. Pierwszy to oszczędności. Inny - wizerunek - mówi.

Polityk, który na stanowisku kongresmana w Izbie Reprezentantów zarabia rocznie 174 tys. dol., zaznacza, że przy dwóch córkach studiujących na prywatnych uczelniach jest w stanie utrzymać tylko swój dom w Chicago. Jego zarobki są mniejsze niż pensje ustawodawców, którzy mają dłuższy staż w Kongresie. Quigley stanowisko kongresmana piastuje zaledwie od roku.

John Shimkus, republikański kongresman ze stanu Illinois, szacuje, że około 10 proc., czyli 40 członków Izby Reprezentantów amerykańskiego Kongresu prowadzi taki tryb życia. Noclegi w biurach są jednak rzadko praktykowane przez senatorów. Dodaje, że sam zrezygnował z wynajmowania mieszkania w Waszyngtonie, za które miesięcznie płacił 976 dol., tym bardziej że spędzał w nim zaledwie 8 nocy w miesiącu.