Do portu w Wenezueli zawinęły rosyjskie jednostki, które już wkrótce wezmą udział w największych od czasów zakończenia zimnej wojny manewrach. Zdaniem części obserwatorów to demonstracja siły ze strony Moskwy i odpowiedź na amerykańskie okręty wysłane do Gruzji. Jednak Waszyngton przygląda się temu z dużym spokojem.

Mam nadzieję, że wzięli ze sobą także holowniki - kpił rzecznik departamentu stanu, sugerując, że kondycja rosyjskiej marynarki nie jest najlepsza. Dodał, że same manewry nie stanowią dla Waszyngtonu zaskoczenia, ale administracja będzie im się przyglądać.

Wenezuela już od dawna demonstruje swoje polityczne ciągoty do Rosji, a dla Moskwy jest to okazja do rozszerzenia swoich wpływów. Owocem tej współpracy jest m.in. sprzedaż 24 rosyjskich myśliwców, 50 śmigłowców i 100 tys. karabinów.

Obserwatorzy uważają jednak, że ten sojusz ma bardziej znaczenie propagandowe, bo biorąc pod uwagę ostatnie napięcia Rosja musi szukać raczej pola do współpracy a nie konfliktu z Waszyngtonem. Poza tym, na drodze jej mocarstwowych aspiracji stanęła niska cena ropy, która powoduje, że Kremla nie stać na zbyt wiele działań.