617 osób zabitych, ponad 300 wciąż zaginionych - to bilans trzęsienia ziemi w północno-zachodnich Chinach. Ponad 9 tysięcy osób jest rannych. Trzęsienie ziemi nawiedziło w środę rano część prowincji Qinghai w północno-zachodnich Chinach, na Wyżynie Tybetańskiej.

Ratownicy, którzy często pracowali gołymi rękoma, wydobyli spod gruzów w ciągu całego dnia około 900 żywych ludzi - podała chińska telewizja.

Trzęsienie w prowincji przyległej do Tybetu miało siłę 7,1 w skali Richtera. Zawaliły się domy, biurowce, część budynków rządowych i szkół, a uczniowie zostali uwięzieni pod gruzami. Silne wstrząsy odczuto również w sąsiedniej prowincji, Syczuanie.

Rząd chiński wyasygnował na pilną pomoc dla regionu nawiedzonego trzęsieniem 200 mln juanów (21,5 mln euro).

Do regionu, w którym doszło do trzęsienia, wysłano żołnierzy, zaczyna też napływać pomoc rządowa i od prywatnych organizacji. Wielu ludzi zostało bez schronienia w tym górskim regionie, gdzie temperatury spadają do zera.

Najbardziej dotkniętym obszarem jest tybetańska autonomiczna prefektura Yushu ze stolicą w Jiegu. Większość domów została zniszczona. Szukamy ofiar - relacjonował przedstawiciel centrum działań antykryzysowych w Yushu. W Jiegu według chińskiego radia zniszczonych jest 80-90 proc. domów.

Przebywający na uchodźstwie tybetański przywódca Dalajlama XIV wyraził smutek z powodu katastrofy, przesyłając kondolencje rodzinom ofiar. Zapowiedział specjalne modlitwy w intencji zabitych i ich rodzin. Odbędą się one w Dharamśali w północnych Indiach, która jest siedzibą dalajlamy i tybetańskiego rządu emigracyjnego.