Amerykańskie służby odczytały już pierwsze zapisy z czarnych skrzynek samolotu, który rozbił się w Buffalo. Wynika z nich, że załoga maszyny rozmawiała w kokpicie o oblodzeniu, które pojawiło się na przedniej szybie samolotu i skrzydłach. W katastrofie zginęło 50 osób - pasażerowie, załoga i jedna osoba na ziemi.

Jak ujawnili śledczy, kiedy samolot znajdował się na wysokości ponad 3 tysięcy metrów, piloci zauważyli znaczące oblodzenie szyby i skrzydeł. Zapisy czarnych skrzynek wskazują co prawda, że instalacja antyoblodzeniowa była włączona, nie wiadomo jednak czy była sprawna.

Piloci kontynuowali jednak podchodzenie do lądowania. Na wysokości 600 metrów zmniejszyli obroty silnika, a później wysunęli klapy. W ostatniej chwili próbowali się prawdopodobnie wycofać z tego manewru, ale było już za późno. Samolot rozbił się o budynek mieszkalny.

Zdaniem ekspertów zeznania świadków zdarzenia sugerują, że przyczyną katastrofy mógł być lód, bo samolot spadał w taki sposób, jak gdyby załoga straciła nad nim jakąkolwiek kontrolę. Z potwierdzeniem tej tezy trzeba zaczekać na koniec śledztwa.