Na niemieckiej liście osób, które miały tajne konta w Lichtensteinie, nie ma prawdopodobnie Polaków – mówi berlińskiemu korespondentowi RMF FM Eduard Gueroff, jeden z prokuratorów prowadzących niemieckie śledztwo w sprawie czarnych kont.

Takie informacje – jak zastrzega nasz korespondent Tomasz Lejman – niekoniecznie muszą być precyzyjne, bo zdarza się, że oszuści podatkowi mają podwójne obywatelstwo. I tak na przykład Polak, który założył sobie konto w Liechtensteinie, mógł legitymować się niemieckim albo francuskim czy też hiszpańskim dowodem osobistym.

Weryfikacja takich informacji trwa bardzo długo, co obrazuje niemiecki przykład; na liście z Liechtensteinu jest ponad tysiąc nazwisk, właśnie z Niemiec. Do tej pory, a minął już prawie miesiąc, przeszukano dopiero 150 obiektów – biur i mieszkań. Zanim więc prokuratura dotrze do wszystkich oszustów i wyjaśni sprawę, miną nawet dwa lata.

Niemiecki rząd przekazuje innym krajom dane, jakie znalazły się na dysku kupionym od byłego bankiera z Liechtensteinu. Znajdują się tam nazwiska osób, które w ucieczce przed fiskusem swoje pieniądze lokowali w tym europejskim raju podatkowym.