Martine Aubry została nową przywódczynią francuskich socjalistów. Pokonała swoją rywalkę Segolene Royal prawdopodobnie zaledwie 42 głosami. Zwolennicy Royal - byłej kandydatki w wyborach prezydenckich - natychmiast podważyli rezultat głosowania, domagając się ponownego przeprowadzenia wyborów.

Z opublikowanych danych wynika, że w piątkowym głosowaniu Aubry zdobyła 50,04 procent głosów a Royal - 49,98 procent. Z 233 tysięcy członków partii w wyborach wzięło udział zaledwie 134 784 osób.

W czwartek w pierwszej turze tych wyborów wygrała Royal, zdobywając - wedle najnowszych danych z piątku - blisko 43 proc. głosów. Aubry otrzymała 35 proc. głosów. Ponieważ w pierwszej turze nikt nie zdobył bezwzględnej większości głosów, w piątek wieczorem socjaliści ponownie poszli do urn, by wyłonić nowego szefa partii.

Przed decydującym starciem Martine Aubry powiedziała, że ktokolwiek zwycięży, PS czeka odnowa, gdyż po raz pierwszy w historii to kobieta stanie na czele tej partii. Aubry obiecała, podobnie jak Royal, napływ młodych kadr do partii. Jeśli wygram, wyciągnę rękę do Segolene i do niej pierwszej właśnie zadzwonię - zapowiedziała Aubry.

55-letnia Segolene Royal, obdarzona żelazną wolą i pragmatyzmem, chce być uważana za uosobienie nowoczesnego, charyzmatycznego stylu politycznego socjalistów. Niektórzy działacze partyjni nazywają ją złośliwie "telewizyjną madonną", z racji upodobania do patosu w wystąpieniach, zarzucają jej egocentryzm i chęć zawarcia sojuszu z centrystami z partii MoDem. W przeciwieństwie do Royal, 58-letnia Martine Aubry uosabia klasyczny, bardziej gabinetowy sposób kierowania ugrupowaniem. Podkreśla, że partia to zaangażowani działacze, a nie tylko przywódca.

Royal, obecna przewodnicząca rady regionu Poitou-Charentes (zachodnia Francja), zawdzięcza dużą popularność startowi w wyborach prezydenckich w 2007 roku, kiedy to w drugiej turze przegrała z obecnym prezydentem Nicolasem Sarkozym.

Aubry, w tym roku wybrana po raz drugi na mera Lille, znana jest Francuzom jako "dama 35 godzin", gdyż to ona jako minister pracy w rządzie Lionela Jospina w końcu lat 90. przeforsowała 35-godzinny tydzień pracy.