Niemiecki kucharz Steffen Duckhorn, który gotował dla uczestników szczytu G-8 w Heiligendamm, zaprzecza podejrzeniom byłej Pierwszej Damy USA Laury Bush, która twierdzi, ze trzy lata temu usiłowano otruć amerykańską parę prezydencką.

"Każdy kucharz ma swój honor" - powiedział 34-letni Duckhorn niemieckiemu tygodnikowi "Der Spiegel", komentując sugestie, które znalazły się w najnowszej książce Laury Bush.

Według jej relacji w Heiligendamm prezydent USA i kilka osób z amerykańskiej delegacji

nagle źle się poczuło. Lekarze i Secret Service sprawdzali, czy nie była to próba otrucia. O wynikach śledztwa nic nie wiadomo. George był tak chory, że na spotkaniu z prezydentem Francji nie był w stanie wstać, żeby się przywitać - cytowała telewizja CNN pamiętniki byłej Pierwszej Damy.

Duckhorn przyznał, że dobrze przypomina sobie dzień w Heiligendamm, kiedy usłyszał, że ówczesny prezydent USA George W. Bush nie czuje się dobrze i cierpi z powodu bólów żołądka.

"Natychmiast zwróciliśmy się do Federalnego Urzędu Kryminalnego, czy coś jest nie tak. Ale wszystko było w porządku" - powiedział kucharz.

W kuchni, gdzie przygotowywano potrawy dla uczestników szczytu, stale pracowali toksykolodzy, pobierając próbki każdego dania. Badano je na miejscu w małym laboratorium, ale nigdy nie było żadnych zastrzeżeń.

Potrawy, które podano, zostały uzgodnione z niemieckim MSZ, a składniki pochodziły od miejscowych dostawców, wcześniej sprawdzonych, tak samo jak pracownicy kuchni. Każda dostawa kontrolowana była wykrywaczami metalu oraz badana przez specjalnie wyszkolone psy.

George W. Bush poczuł się lepiej jeszcze tego samego dnia po zjedzeniu rosołu. Duckhorn twierdzi, że spotkał prezydenta po południu na dziedzińcu. Ten podszedł do kucharza, podał mu rękę, mówiąc "Hey man, good food" (Dobre jedzenie, chłopie").