Sprawcy ataków w Bombaju, używając granatów i broni strzeleckiej, dostosowali działania do warunków, liczyli też na spektakularne relacje w mediach - ocenia ekspert ds. bezpieczeństwa dr hab. Krzysztof Kubiak z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Forma działań terrorystów jest dostosowana do charakteru rejonu. Tam, gdzie poziom zabezpieczenia antyterrorystycznego jest względnie wysoki - jak w Londynie czy Madrycie - ataki przeprowadzono punktowo z użyciem materiałów wybuchowych wniesionych przez sprawców. W przypadku gigantycznej aglomeracji sprawcy doszli do wniosku, że wybrany przez nich sposób postępowania przyniesie najlepszy efekt. Liczyli też na spektakularne relacje medialne - tłumaczy Kubiak.

W zasadzie nie jest to nowa jakość. Powiedziałbym, że jest to krok przesuwający terroryzm w stronę tego, co można nazwać partyzantką miejską - dodał, zaznaczając, że z jednostkowego zdarzenia nie można wyciągać uogólniających wniosków.

Kubiak podkreślił, że atak został bardzo starannie przygotowany, a sprawcy w pobliże kompleksu hotelowego przybyli drogą morską, wykorzystując środek transportu gwarantujący z jednej strony jak największą skrytość, z drugiej - najtrudniejszy do wykrycia.

Terroryści zaatakowali nocą ze środy na czwartek w wielu punktach miasta, w tym w hotelach Taj Mahal i Oberoi, biorąc zakładników, otworzyli też ogień w porcie lotniczym, w szpitalu oraz w okolicy kwatery głównej policji w południowym Bombaju. Rano zaatakowali

także siedzibę żydowskiej ortodoksyjnej grupy Chabad-Lubawicz, zatrzymując rabina.

Uzbrojeni mężczyźni strzelali na oślep z broni automatycznej, a także rzucali w tłum granaty. Napastnikami byli młodzi mężczyźni w wieku 20-25 lat, którzy szukali osób z paszportami brytyjskimi lub amerykańskimi. Według policji zginęło ponad 100 osób, ponad 300 zostało rannych.