Co najmniej 16 Palestyńczyków zginęło, a stu zostało rannych w piątkowych ostrych starciach między policją a grupą salafickich radykałów w Strefie Gazy. Palestyńska służba zdrowia podała, że wśród zabitych jest dowódca zbrojnego skrzydła ugrupowania Hamas, które sprawuje władzę w Strefie.

Walki wybuchły po południu, kiedy policja Hamasu chciała rozpocząć szturm na meczet w Rafah na granicy z Egiptem, gdzie salafici ogłosili powstanie emiratu islamskiego. Rafah stanowi bastion palestyńskich radykałów, ideologicznie bliskich Al-Kaidzie.

Ogłaszamy narodziny emiratu islamskiego - ogłosił przywódca ruchu Dżund Ansar Allach, Abdel-Latif Musa. Grupa kilkuset mężczyzn, którzy weszli do meczetu wraz z nim, zareagowała na przemówienie wiwatami. Wielu z nich było uzbrojonych.

Wieczorem wciąż było słychać odgłosy intensywnej wymiany ognia. Jak podał fotoreporter AFP, policjanci kryli się przed wybuchami pod domem Musy. Reuters dodał natomiast, że policja wkroczyła do budynku, ale Musy nie znaleziono.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Strefy Gazy ogłosiło, że przestępcy i osoby noszące broń, by wzniecać chaos, będą ścigane i aresztowane.

Dżund Ansar Allah (Żołnierze Boga) to grupa nawołująca do ścisłego przestrzegania prawa koranicznego. Ugrupowanie zarzuca Hamasowi zbytni liberalizm w kwestiach obyczajów. Według świadków, groziło m.in. właścicielom kafejek internetowych spaleniem lokali.