Pożar Caldor, który wybuchł w weekend w północnej Kalifornii i w ciągu jednego dnia potroił swoje rozmiary, zmusił tysiące ludzi do ewakuacji. Niemal zrównał z ziemią miasteczko Grizzly Flats - podała w środę CNN.

Według kalifornijskiego Departament Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej (Cal Fire) Caldor, płonący w hrabstwie El Dorado, zwęglił ponad 12 100 hektarów.

"Gubernator Gavin Newsom z powodu pożaru ogłosił we wtorek stan wyjątkowy dla hrabstwa El Dorado. Zdewastował on społeczność Grizzly Flats, położonego ok. 100 km na wschód od Sacramento" - podkreśliła CNN.


Władze stwierdziły, że wiele struktur zostało zniszczonych, a wiele innych jest zagrożonych. Ogień spalił co najmniej jedną szkołę podstawową w okręgu szkolnym Pioneer Union, a także jeden kościół i jeden urząd pocztowy. Dwie osoby z poważnymi obrażeniami zostały przewiezione do szpitali. 6850 ludzi musiało opuścić swe domy.

"Spodziewane są dalsze nakazy ewakuacji. Przewiduje się też, że pożar (...) naruszy ważne trasy ewakuacyjne" - zwrócił uwagę CalFire.

NIE PRZEGAP: Pożary na Lazurowym Wybrzeżu. Nie żyją co najmniej dwie osoby

Krajowe Międzyagencyjne Centrum Pożarnictwa (NIFC) powiadomiło, że w całych Stanach Zjednoczonych płoną 104 duże pożary. Są zlokalizowane głównie na Zachodzie, gdzie wciąż utrzymuje się susza. Nowe duże rozgorzały w północno-wschodniej Montanie i wschodniej części stanu Waszyngton.

CNN zauważyła, że powiększył się największy pożar w kraju, Dixie. Jest drugim co do wielkości w historii Kalifornii i objął ponad 253 tys. hektarów. Opanowano go tylko w 31 proc.



Władze pożarnicze przypominają, że przez większość lata pożary są napędzane tzw. suchym paliwem (dry fuel). Wyjaśnia się to w ten sposób, że aby rozgorzał pożar, musi być suche paliwo, materiał łatwopalny np. drewno. Obawy na resztę lata i jesień powodują przewidywane wietrzne warunki pogodowe.