Cały czas zasypujemy naszych słuchaczy i czytelników masą faktów o wczorajszej tragedii w USA. Teraz spróbujmy pokazać co może oznaczać ten niebywały, spektakularny atak terrorystyczny na World Trade Center.

To było przecież - nie tylko serce Nowego Jorku - to było także centrum układu nerwowego globalnej ekonomii. Mówi się o tysiącach osób, które poniosły śmierć. Oczywiście każde ludzkie istnienie jest bezcenne. Poraża też liczba ofiar. Ale trzeba tu podkreślić - że w tej liczbie - są ludzie, którzy stanowili elitę umysłową i finansową świata. Jak wiadomo mieściły się tam największe światowe korporacje. Pytanie brzmi: co stanie się ze światową ekonomią po takiej hekatombie. Już wiadomo, że duże problemy zaczynają mieć europejscy ubezpieczyciele. Trudno w tej chwili powiedzieć, ile firm mogło ubezpieczać biura w World Trade Center. Ubezpieczeni mogą żądać odszkodowań rzędu miliardów dolarów. Już słyszymy nerwowe oświadczenia.

Firmy ubezpieczeniowe mają dobrą wolę, zdolności oraz doświadczenie, konieczne by poradzić sobie z usuwaniem zniszczeń i wypłacaniem odszkodowań po wczorajszych zamachach w USA - powiedział Jean Philippe Thierry na konferencji firm ubezpieczeniowych, odbywającej się w Monte Carlo. Najtrudniejszym zadaniem będzie ustalenie zakresu odpowiedzialności - dodał Thierry. Cały system ubezpieczeń w USA opiera się na tej kwestii - stwierdził. Thierry ma nadzieje, że podobnie jak było to we Francji kilkanaście lat temu - amerykański rząd – deklarując, że wczorajsze zamachy to wypowiedzenie wojny USA - pomoże w pokryciu części kosztów.

Jedna z firm ubezpieczeniowych reklamowała się nawet w taki sposób: „Nieważne, który z budynków na świecie jest najwyższy. Ważne, że to my go ubezpieczamy.” Czy ktoś, kto wymyślił tę reklamę musi tego chyba gorzko żałować i czy zburzenie budynku World Trade Center może mieć wpływ na światową gospodarkę? O odpowiedź na te pytania poprosiliśmy wiceprezesa RMF Marka Dworaka, naszego czołowego ekonomistę:

Gigantyczny obłok dymu i pyłu, unoszący się nad Nowym Jorkiem, można zaobserwować także z kosmosu. Astronauci międzynarodowej stacji kosmicznej - Amerykanin Frank Culbertson i Rosjanie Władimir Dezurow i Michaił Turin zauważyli chmurę dymu, przelatując nad północnowschodnią częścią Stanów Zjednoczonych. Międzynarodowa stacja znajdowała się wtedy na wysokości 384 kilometrów nad ziemią. "Widzieliśmy Nowy Jork, zasnuty obłokami dymu" - powiedział Culbertson w rozmowie z centrum kontroli lotu w Houston.

15:40