W Grecji rozpoczął się 24-godzinny strajk bankowców. Jego przyczyną jest śmierć trójki ich kolegów, którzy zginęli uwięzieni w jednym z ateńskich banków. Budynek został podpalony podczas wczorajszych masowych manifestacji w stolicy.

Śmierć bankowców zszokowała opinię publiczną w Grecji - manifestacji, w których zginęli ludzie, nie było w tym kraju od niemal 20 lat. Trudno znaleźć słowa, żeby wyrazić moją rozpacz i oburzenie tym, co się stało - mówił prezydent Grecji Karolos Papulias.

Dziś parlament ma debatować nad ustawą w sprawie radykalnego planu oszczędnościowego; w nocy ma dojść do głosowania. Rządzący socjaliści dysponują większością 160 mandatów w liczącym 300 miejsc parlamencie.

Z kolei największe związki zawodowe pracowników prywatnych (GSEE) i państwowych (ADEDY) potępiły w czwartek rano środowe zamieszki i wezwały do zebrania się ponownie o godzinie 18 czasu lokalnego (godz. 17 czasu polskiego) przed budynkiem parlamentu.

Wczoraj w odpowiedzi na apel GSEE i ADEDY w demonstracji uczestniczyło ok. 20 tys. ludzi. PAME, związek zawodowy partii komunistycznej ze swej strony zebrał 10 tys. manifestantów w innym miejscu w stolicy Grecji.

Ministrowie finansów strefy euro zgodzili się w niedzielę na pakiet pomocy finansowej dla pogrążonej w długach Grecji w wysokości 110 mld euro do 2012 roku. Ceną za wsparcie z udziałem Międzynarodowego Funduszu Walutowego są drastyczne reformy budżetowe, do których zobowiązała się Grecja.