Ameryka walczy ze skutkami wczorajszych ataków terrorystycznych, a cały świat zastanawia się jak mogło dojść do takiej tragedii i kto odpowiada za ataki. Nasz reporter rozmawiał z żołnierzami, którzy na co dzień zajmują się obserwacją i obroną polskiego nieba. Jak oni tłumaczą to, co stało się w Stanach Zjednoczonych?

Wojskowi lotnicy z II Korpusu Obrony Powietrznej Kraju w Bydgoszczy sami zadają sobie pytanie, jak mogło dojść do tak zmasowanego i niezauważonego ataku z powietrza. II Korpus OPK obserwuje pół nieba nad Polską, dokładnie nad północną częścią kraju. Na ekranie monitora w gabinecie dowódcy korpusu przedstawiana jest na bieżąco sytuacja na polskim niebie. Ale ruch na nim zupełnie nie przypomina tego, co dzieje się na niebie w Stanach Zjednoczonych. A już w ogóle wokół takich wielkich miast jak Waszyngton czy Nowy Jork, gdzie niebo przypomina zatłoczone autostrady. Wojskowi lotnicy z Bydgoszczy mówią, że zauważenie samolotu, który zboczył z kursu, który wyłączył specjalne urządzenia zwane transponderami i który chce pozostać niezauważony, jest bardzo trudne, lub wręcz niemożliwe. Wojskowi dodają też, że kiedy pasażerski liniowiec zbacza z kursu i leci w stronę wielkiego miasta, to znaczy, że ma poważne kłopoty. Trudno bowiem uwierzyć, nawet po tym co się stało, że znajdzie się ktoś na tyle szalony, by wypełnionymi ludźmi maszynami, jak kamikaze, atakować budynki w mieście. Rozkaz zestrzelenia takiej maszyny byłby bardzo trudny do wykonania dla pilotów samolotów myśliwskich. Niewykluczone jednak, że tak się stało z samolotem, który roztrzaskał się niedaleko Pensylwanii. Zginęło tam 45 osób. Eksperci uważają, że maszyna mogła zostać zestrzelona, by nie dopuścić do ataku na Biały Dom.

10:35