Biały Dom szuka "supergenerała", który nadzorowałby wszystkie operacje wojskowe USA i był odpowiedzialny wyłącznie przed prezydentem George'em W.Bushem i doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Stephenem Hadley'em - ujawnia "Washington Post".

Taki wojskowy miałby też prawo wydawać dyrektywy zarówno Pentagonowi jak i Departamentowi Stanu. Zdaniem gazety, administracja ma jednak kłopoty ze znalezieniem

chętnego, gdyż już trzech wpływowych "czterogwiazdkowych" generałów odrzuciło propozycję.

"Washington Post" pisze, że jednym z kandydatów, który nie przyjął oferty jest emerytowany generał John "Jack" Sheehan, były naczelny dowódca sił NATO. Podstawowa kwestia jest taka, że oni sami nie wiedzą gdzie, do diabła, zmierzają - powiedział gazecie Sheehan.

Generał miał powiedzieć także, iż jego zdaniem w administracji największe wpływy ma obecnie wiceprezydent Dick Cheney i jego "grupa jastrzębi", a nie pragmatycy, szukający sposobu wyprowadzenia wojska z Iraku - pisze "Washington Post".

Brak zainteresowania propozycją Białego Domu mieli zgłosić dwaj inni emerytowani generałowie - Jack Keane i Joseph Ralston. Pierwszy z nich potwierdził odrzucenie oferty, drugi zaś nie chciał komentować sprawy.

Biały Dom - podkreśla waszyngtoński dziennik - nie informował oficjalnie o planach mianowania generała o nadzwyczaj szerokich uprawnieniach, mającego przede wszystkim rozwiązać kwestie wojny w Iraku i Afganistanie, prawdopodobnie licząc na to, że jeszcze przed ogłoszeniem decyzji uda się pozyskać odpowiednią osobę na to stanowisko.