Szkocka policja sugeruje, że wczorajszy alarm o odcięciu przez falę przypływową 20 Polaków, poławiaczy małży, był fałszywy. Prowadzona wiele godzin akcja poszukiwawcza nie przyniosła rezultatów; nie znaleziono żadnych śladów wskazujących, by w zatoce Solway przebywali ludzie.

Dodajmy, że ani polski konsulat w Szkocji, ani żaden z posterunków policji nie otrzymał zgłoszenia o zaginionych osobach. Sprawdzono także wszystkie szpitale i punkty, w których zgłaszane są nieszczęśliwe przypadki.

Po południu szkocka straż przybrzeżna odwołała poszukiwania Polaków. Kamera na podczerwień nie wykryła żadnych samochodów i ludzi na piasku w zatoce Solway u wybrzeży Szkocji. Niektórzy poławiacze, w czasie odpływu wjeżdżają samochodami kilka kilometrów w głąb morza dla skrócenia drogi, choć jest to niebezpieczne i nielegalne - powiedział RMF przedstawiciel szkockiej straży przybrzeżnej.

Akcję rozpoczęto po niepotwierdzonych doniesieniach sugerujących, że około 20 Polaków mogło się znajdować w znacznej odległości od brzegu i zostać zaskoczonych przez przypływ. Posłuchaj relacji brytyjskiego korespondenta RMF Bogdana Frymorgena:

W styczniu w tej samej okolicy szkoccy ratownicy dwukrotnie ratowali Polaków zbierających małże, co skłoniło nawet jednego ze szkockich posłów do apelu o uściślenie zakazu połowów i karanie tych, którzy go łamią. Przed dwoma laty głośnym echem odbił się podobny przypadek w Anglii - sprawa zatonięcia dwudziestu Chińczyków, nielegalnych imigrantów, na wybrzeżu Lancashire, których przy zbieraniu małży zaskoczył przypływ.

Zbieranie małży jest zajęciem bardzo ryzykownym. Na płaskiej powierzchni w czasie przypływu morze błyskawicznie zmierza w kierunku linii brzegowej. Ludzie, którzy oddalili się od niej za daleko, nie mają szans uciec przed nadciągającą wodą. O tej porze roku temperatura wody u wybrzeży zachodniej Anglii nie przekracza 5 stopni Celsjusza.