Zlecenie kradzieży historycznej tablicy z napisem "Arbeit Macht Frei" przyszło spoza Szwecji - twierdzi gazeta "Aftonbladet", która dotarła do byłego lidera szwedzkiej organizacji nazistowskiej. Miał on pośredniczyć między kupcem a sprawcami kradzieży w Polsce. Mężczyzna twierdzi, że kupiec miał za historyczny napis z bramy byłego obozu koncentracyjnego oferować "kilka milionów".

REKLAMA

Tablica miała dotrzeć do Szwecji i tam miało dojść do finalizacji transakcji.

Według dziennikarza "Aftonbladet", jego rozmówca był zestresowany: wie, że policja zna jego nazwisko. Mężczyzna był wcześniej karany, kilka razy odwiedzał też Polskę.

Historyczny napis skradziono z muzeum w piątek nad ranem, odnaleziono go w niedzielę. Wówczas także zatrzymano pięciu mężczyzn podejrzanych o kradzież. Zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży oraz uszkodzenia napisu, będącego dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury, usłyszało czterech z nich. Piąty aresztowany w tej sprawie, Marcin A., odpowie za udział w grupie przestępczej oraz nakłanianie do kradzieży i "zniszczenia zaboru". Reporterzy RMF FM dotarli do protokołów jego zeznań. Stwierdził on, że pewien człowiek obiecał mu około 120 tysięcy koron szwedzkich, z czego - w przeliczeniu - 20 tysięcy złotych miało trafić do czterech wynajętych do kradzieży osób. W zeznaniach mężczyzna pośrednio wskazał, że zleceniodawcą kradzieży był Szwed.

Według informacji dziennikarzy RMF FM, po świętach Bożego Narodzenia ma zostać wydany europejski nakaz aresztowania zleceniodawcy kradzieży. Śledczy na podstawie zgromadzonych informacji są bowiem w stanie ustalić jego tożsamość. Do wniosku o ENA potrzeba nazwiska ściganej osoby i stuprocentowej pewności, że wniosek dotyczy tej, a nie innej osoby.