Po 19 godzinach nieprzerwanej akcji ratunkowej polskim i słowackim ratownikom udało się uratować polskiego turystę, który zabłądził, a następnie spadł blisko sto metrów ze szczytu Rysów. Wybrał się w Tatry sam i niestety nie wiedział, gdzie się znajduje. Po godzinie jego telefon się rozładował. Poszukiwania trwały całą noc. Dopiero nad ranem udało się go zlokalizować. Jest już w szpitalu w Popradzie.

REKLAMA

Z powodu burzy i zapadającego zmroku ratownicy nie mogli skorzystać ze śmigłowca. Od słowackiej i polskiej strony wyruszyły pieszo dwie grupy poszukiwawcze. Dopiero około drugiej w nocy ratownicy nawiązali kontakt głosowy z poszkodowanym mężczyzną. Nie mogli jednak określić dokładnie miejsca, w którym się znajduje. Dopiero w poniedziałek o świcie udało się go wypatrzyć w terenie między skałami.

Najpierw ratownicy wciągnęli poszkodowanego turystę na linach na szczyt, a następnie opuścili także na linach w stronę Chaty pod Rysami. Tam został przeniesiony do specjalnych noszy i zniesiony do schroniska nad popradzkim Stawem, skąd około 14:00 zabrała go karetka.

Jak podkreślają ratownicy Horskiej Zachrannej Słuzby, miał ogromne szczęście, że po upadku blisko stu metrów po stromym śniegu, a następnie po skałach, nie doznał poważniejszych obrażeń. Jak mówią, dzięki dobrej współpracy ratowników z obu państw turysta z Katowic będzie mógł jutro, wprawdzie w szpitalu, ale jednak obchodzić swoje 19. urodziny.

W akcji ratunkowego prowadzonej w ulewnym deszczu, mgle i przy silnym wietrze wzięło udział 24 ratowników słowackich i 4 polskich.

Zobacz również:

To był wyjątkowo ciężki weekend dla ratowników TOPR

Tylko wczoraj doszło do trzech poważnych wypadków pod Rysami i Kozią Przełęczą. Piękna pogoda w Tatrach skusiła w pierwszy weekend wakacji tysiące turystów. Wiele osób przed wyjściem na szlaki nie sprawdziło komunikatów TOPR czy Tatrzańskiego Parku Narodowego. W takim samym stroju, w jakim spacerowali po Krupówkach, wybrali się w góry.

Wysoko w Tatrach, po kapryśnej i chłodnej wiośnie, wciąż zalega sporo śniegu. W ten sposób ludzie w letnich butach, krótkich spodenkach i koszulkach z krótkim rękawem, zaleźli się na stromych płatach śniegu pod Rysami, Kozią Przełęczą czy Zawratem.

Do pierwszego wypadku doszło wczoraj przed godziną 14 pod Rysami. Poniżej Buli młode małżeństwo poślizgnęło się i zaczęło osuwać po śniegu w stronę Czarnego Stawu. Nie mieli czekanów, nie mogli więc się zatrzymać i w czasie kilkusetmetrowej jazdy nabrali dużej prędkości. Z impetem wpadli na skały poniżej płata śniegu.

Mężczyzna doznał bardzo poważnego urazu kręgosłupa, głowy, a także nogi. Nie można wykluczyć, że uraz jest na tyle poważny, iż będzie sparaliżowany od szyi w dół. To była podróż poślubna pary.

W niedzielę po godzinie 17:00 doszło do bardzo podobnego wypadku pod Kozią Przełęczą. Rodzina z Łodzi próbowała pokonać stromy płat śniegu. Ojciec z synem zaczęli po nim zjeżdżać na butach. Niestety, nie mieli sprzętu do turystyki zimowej, 54-letni mężczyzna zbytnio się rozpędził i uderzając w kamień złamał nogę.

/ Grzegorz Momot (PAP) / PAP
/ Grzegorz Momot (PAP) / PAP
/ Grzegorz Momot (PAP) / PAP
/ Grzegorz Momot (PAP) / PAP
/ Grzegorz Momot (PAP) / PAP

(j.)