Dziennikarka "Życia Warszawy", zasłaniając się tajemnicą zawodową, odmówiła dziś przed speckomisją odpowiedzi, skąd ma informacje o zeznaniach „Masy”. Nie przeszkodziło to jednak posłom ustalić, że prawdopodobnie nie były one prawdziwe.

REKLAMA

Przypomnijmy. Sejmowa komisja do spraw służb specjalnych wyjaśnia, czy artykuł "Życia Warszawy", w którym autorka Dorota Kania, powołując się na zeznania „Masy”, pisała o związkach niektórych polityków z gangiem pruszkowskim, powstał wskutek politycznej prowokacji. To właśnie na ten tekst w przemówieniu 11 lipca powołał się premier, mówiąc o powiązaniach posła PO Pawła Piskorskiego z „Pruszkowem”.

Kluczowe dla całej sprawy pytania: czy był to przeciek kontrolowany lub kto stoi za polityczną prowokacją, nadal pozostają bez odpowiedzi. A dzisiejsze zeznania dziennikarki Doroty Kani z pewnością do nich nie przybliżyły.

Powiedziałam panom posłom, że nie ujawnię ani nazwisk informatorów, ani okoliczności, które mogłyby doprowadzić do identyfikacji tych źródeł - mówiła po zakończeniu zeznania Dorota Kania.

I chociaż dziennikarka zasłaniała się tajemnicą zawodową, posłom udało się ustalić, że między jej informacjami a zeznaniami „Masy” istnieją rozbieżności. Konstanty Miodowicz mówi wprost - o powiązaniach polityków z „Pruszkowem”, a w tym Pawła Piskorskiego, „skruszony” gangster nawet się nie zająknął. A to z kolei może świadczyć - zdaniem Macierewicza - że doszło do prowokacji.

Członkowie sejmowej speckomisji zapowiedzieli, że w tym tygodniu zakończą pracę nad sprawą. Posłowie rozmawiać jeszcze będą m.in. z posłanką Zytą Gilowską. To jej Dorota Kania miała oświadczyć, że dysponuje materiałami na potwierdzenie prawdziwości informacji zawartych w artykule.

19:35