Zarzut sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym usłyszał kierowca autokaru, który w sobotę dachował na autostradzie A1 niedaleko Tczewa w Pomorskiem. Mężczyźnie grozi nawet 10 lat więzienia.

REKLAMA

Kierowca zeznał, że tuż przed wypadkiem na moment stracił świadomość, a wcześniej poczuł kłucie w klatce piersiowej. Gdy się ocknął, było już po wypadku. Teraz śledczy będą weryfikować, czy rzeczywiście za tym zdarzeniem stały przyczyny zdrowotne.

51-letni mężczyzna jest w szpitalu. Nie trafi on do aresztu, bo zastosowano wobec niego dozór policyjny i poręcznie majątkowe w wysokości 5 tysięcy złotych.

Wiadomo, że był trzeźwy i doświadczony.

Do wypadku doszło w sobotę o poranku. Autokarem jechało w sumie 31 osób. Podróżowało nim 22 dzieci, w wieku od 7 do 17 lat, z Żywca (Śląskie) jadących na wypoczynek wakacyjny do Mikoszewa (Pomorskie).

Po wypadku 6 osób trafiło do szpitala, z czego 3 mają poważne, choć niezagrażające życiu obrażenia. Opatrzenia na miejscu wypadku wymagali wszyscy pozostali pasażerowie autokaru.