Działacze bydgoskiego SLD zamieszani w sprawę niegospodarności w klubie sportowym Polonia. Jak wynika z ustaleń reportera RMF, członkom SLD miały zostać postawione zarzuty, ale śledztwo w tej sprawie wyhamowano.

REKLAMA

O niegospodarności w bydgoskiej Polonii zaczęto mówić tuż przed totalnym bankructwem klubu. Sprawa ujrzała światło dzienne, bo zmieniła się ekipa rządząca miastem. SLD przegrało wybory prezydenckie, a nowy włodarz miasta postanowił sprawdzić, jak gospodarzono w klubie miejskimi dotacjami.

Okazało się, że klub "przepuścił" kilkaset tysięcy złotych. Zawiadomiono prokuraturę. Śledztwem zajęli się policjanci z sekcji Przestępczości Gospodarczej Komendy Miejskiej w Bydgoszczy, jednej z najlepszej w kraju. Zaczęły się aresztowania, postawiono pierwsze zarzuty. Zatrzymań miało być więcej.

Komendant zdecydował jednak, żeby sprawę przekazać z dużej sekcji PG w komendzie miejskiej do niewielkiego wydziału komendy wojewódzkiej. Śledztwo, które do tego momentu toczyło się błyskawicznie, nagle ostro wyhamowało.

Komu nie pasowało śledztwo? Oprócz dawnych działaczy klubu, którzy przepuścili pieniądze z miejskich dotacji, niepokoić mogli się byli urzędnicy bydgoskiego ratusza.

Nadzór nad sportem i pieniędzmi z nim związanymi sprawowała wówczas wiceprezydent Elżbieta Krzyżanowska, dziś wiceprzewodnicząca rady miejskiej i działaczka SLD. Wiedziała, że klub - choć dostawał pieniądze na opłacenie prądu, wody i ogrzewania - nie regulował tych rachunków, a kasę przepuszczał.

Pisma w tej sprawie trafiały do ratusza, a pani wiceprezydent nie reagowała: To, co pan mówi to nieprawda. Po prostu nieprawda - mówiła reporterowi RMF pani przewodnicząca. Nie wyjaśniła jednak, w którym miejscu mijamy się z prawdą.

Ściskanie w żołądku mógł czuć także szef bydgoskiego oddziału Fortis Banku, działacz Polonii. Jeden z jego aresztowanych współpracowników zeznał, że wypełniał jego polecenia. Chodziło o nieprawidłowości w finansach sekcji piłkarskiej.

Zarzutów jednak nie postawiono, bo – jak wspominaliśmy - śledztwo przeniesiono do komendy wojewódzkiej, gdzie utknęło. Co ciekawe, zginęły tam koronne dowody w sprawie, które po publikacjach prasowych... nagle się odnalazły.

Nieco zdenerwowany prokurator Andrzej Łączkowski zapewnia, że śledztwo wciąż się toczy. Przyznaje jednak, że nie bez trudności: Wątki dotyczące niegospodarności, wyłudzeń na duże kwoty są aktualnie wyjaśniane. Jeszcze chyba trochę proces w tym zakresie potrwa.

Tymczasem w ubiegłym tygodniu z aresztu wyszedł jeden z podejrzanych w sprawie niegospodarności w klubie Polonia. Zwalniając go, sąd stwierdził, że nie ma już obawy, aby podejrzany przeszkadzał w śledztwie, bo cały materiał dowodowy został już zebrany.

07:25