Już co najmniej 12 klientów jednego z poznańskich klubów "go go" zgłosiło się na policję. Twierdzą, że nieświadomie stracili w lokalu duże pieniądze. Jeden z nich miał wydać blisko 100 tys. zł. Śledztwa w podobnej sprawie prowadzą prokuratury w Warszawie i Krakowie.

REKLAMA

Chodzi o tę samą sieć klubów. Z relacji osób, które zgłosiły się do wielkopolskich policjantów wynika, że klienci lokalu mogli być odurzani i budzili się z rachunkami opiewającymi na dziesiątki tysięcy złotych.

W opisywanych przez poszkodowanych przypadkach wyglądało to tak, że klient po opuszczeniu lokalu stwierdzał, iż z karty płatniczej zeszło mu bardzo dużo pieniędzy. Sprawę analizują policjanci z wydziału dochodzeniowego, sprawdzają, czy mogło dojść do przestępstwa - powiedział Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. Pierwsze zgłoszenia w tej sprawie policja dostała w ubiegłym roku. Trwają analizy krwi poszkodowanych, którzy nie wykluczają, że mogli być odurzeni.

Nie tylko Poznań

Podobną sprawę bada też Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście Północ. Jak informuje jej rzecznik Przemysław Nowak, chodzi o śledztwo w sprawie "doprowadzenia pokrzywdzonego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie blisko 90 tys. zł". Miało to miejsce w połowie stycznia. Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów - dodał. Dwa śledztwa w podobnej sprawie prowadziła też krakowska prokuratura. Jedno z nich - dotyczące oszustwa na ponad 21,5 tys. zł zostało umorzone. Drugie - dotyczące oszustwa na szkodę obywatela Francji (5 tys. euro) i obywatela Szwecji (98 tys. zł) zostało umorzone z powodu braku dostatecznych dowodów uzasadniających popełnienie przestępstwa. Zostało jednak wznowione.

Prokuratura w obu sprawach oparła się na zapisach z monitoringu, na których widać było m.in., że obywatel Polski nie śpi, rozmawia z tancerkami, przez które jest zabawiany, dobrowolnie wyciąga kartę płatniczą z portfela, sam wstukuje kod i podpisuje wydruki, a ceny są jawne. Podobnie dwaj inni zgłaszający - poruszali się samodzielnie, wychodzili z loży, płacili, podpisywali rachunki. Monitoring nie zawiera jednak nagrania dźwięku - opowiada Bogusława Marcinkowska z krakowskiej prokuratury.

Według "Gazety Wyborczej" w ten sam sposób - jak w Poznaniu i Warszawie - mogli być poszkodowani klienci klubów m.in. w Gdańsku i Kielcach. Osoby, które nie płaciły kartami płatniczymi, miały odzyskiwać świadomość z podpisanymi przez siebie oświadczeniami w sprawie zwrotu długów za usługi gastronomiczne. Według gazety kluby prowadzi agencja reklamowo-marketingowa z Krakowa, której szefem jest Jan S., czekający na proces i oskarżony o kierowanie gangiem fałszerzy dokumentów.

(ug)