"Żeby być dobrym lekarzem rodzinnym, trzeba odbyć specyficzne szkolenie w tym zakresie. Trzeba umieć podchodzić w sposób specyficzny do problemów, jakie pacjenci przynoszą do podstawowej opieki zdrowotnej. To wygląda zupełnie inaczej niż w przypadku szpitala czy opieki specjalistycznej" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Adamem Górczewskim Adam Windak, Krajowy Konsultant ds. Medycyny Rodzinnej. "W tej chwili w Polsce jest ponad 11 tysięcy lekarzy rodzinnych. To o połowę za mało" - podkreśla.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Windak: Lekarzy rodzinnych jest o połowę za mało

Adam Górczewski: Panie profesorze, ilu jest lekarzy rodzinnych w Polsce?

Adam Windak, Krajowy Konsultant Medycyny Rodzinnej: W tej chwili ponad 11 tysięcy, to o połowę za mało. Powinniśmy mieć przynajmniej dwa razy tyle lekarzy.

Czyli rozumiem, że cieszycie się na ten projekt ustawy, żeby przybyło wam lekarzy, czyli żeby interniści i pediatrzy również mogli być lekarzami rodzinnymi?

Bardzo chcielibyśmy, żeby interniści i pediatrzy zostawali lekarzami rodzinnymi. Tylko, że żeby zostać lekarzem rodzinnym, nie wystarczy ustawa, przynajmniej nie w takim kształcie, jak to w tej chwili zostało zaproponowane. Żeby być dobrym lekarzem rodzinnym, trzeba odbyć specyficzne szkolenie w tym zakresie. Trzeba umieć podchodzić w sposób specyficzny do problemów, jakie pacjenci przynoszą do podstawowej opieki zdrowotnej. To wygląda zupełnie inaczej niż w przypadku szpitala czy opieki specjalistycznej.

Szpitalni specjaliści inaczej podchodzą do pacjenta?

Zdecydowanie tak. Pacjent, który jest leczony w szpitalu, to już jest pacjent przeselekcjonowany z reguły. Pacjent, który pojawia się w gabinecie lekarza rodzinnego to pacjent, który czasami ma problemy stricte biomedyczne, ale bardzo często ma problemy natury społecznej, psychologicznej. Lekarz rodzinny musi umieć oddzielić te przypadki, które wymagają właśnie takiego biomedycznego podejścia, szybkiej diagnostyki, szybkiego wdrożenia, leczenia od tych, gdzie trzeba pacjenta tylko uspokoić, upewnić, że przyczyna jego dolegliwości jest inna niż stricte biomedyczna.

Z wypisywaniem recept nie ma już problemu?

Oczywiście, środowisko w pewien sposób musiało się przystosować do nowych wymogów wypisywania recept. My z jednej strony rozumiemy, że istnieje potrzeba jakiegoś bardziej ścisłego nadzoru. To oczywiście wiąże się z kolejnymi obciążeniami o charakterze biurokratycznym, wymaga większej pracy. Odpowiedzią z naszej strony jest tutaj postępująca komputeryzacja naszych praktyk.

A jednocześnie lekarze, z którymi tutaj na kongresie rozmawiałem, powtarzają słowo: "biurokracja".

Jest ogromna liczba sprawozdań, dokumentacji, którą trzeba wypełniać. Niestety, to bardzo absorbuje lekarzy. To zresztą wielu lekarzy odrywa od pracy z pacjentem. Bardzo chcielibyśmy, żeby te obciążenia biurokratyczne się zmniejszyły.

Widzi pan na horyzoncie jakąś taką decyzję, która może zapaść w najbliższym czasie?

Bardzo zabiegamy o to, żeby poszerzony został zakres badań, które lekarz rodzinny mógłby sam wykonać, nie odsyłając pacjenta do kolejnych specjalistów. To mogłoby znakomicie skrócić czas oczekiwania pacjenta na skuteczną pomoc. Na pewno ograniczyłoby także koszty.