Stołeczny Ratusz wyjaśnia, jak doszło do nieporozumienia z informowaniem o nielegalności demonstracji, zorganizowanej 11 listopada w Warszawie. Urzędnicy twierdzą, że szum, który powstał, nie miał wpływu na działania policji, czy wzrost agresji uczestników zgromadzenia.

REKLAMA

Nieprawdziwą informację, że manifestacja została zdelegalizowana, w trakcie "Marszu Niepodległości" podał rzecznik Ratusza - Bartosz Milczarczyk. Władze miasta twierdzą, że ten szum informacyjny był bez znaczenia dla przebiegu demonstracji, bo nieprawdziwa informacja żyła - jedynie w mediach - bardzo krótko.

W ciągu czterech minut została zdementowana w mediach przez szefową stołecznego Biura Bezpieczeństwa Ewę Gawor. Ta nieprawdziwa informacja o delegalizacji marszu nie zdążyła trafić zarówno do policji, jak ich samych manifestantów - tłumaczył Bartosz Milczarczyk, z którym rozmawiał dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada.

O tym, że zaistniała jedynie w mediach, przekonywał też rzecznik stołecznej policji Maciej Karczyński. Ta wiadomość nie miała wpływu na działania policji. Nie doszło do sytuacji, że nagle odstąpiliśmy, czy wydarzyło się coś innego. Tak naprawdę pani dyrektor Ewa Gawor, jak i dowódca odpowiedzialny za działania, wiedzieli, że demonstracja nie jest zdelegalizowana - powiedział.

Mimo piątkowej wpadki, rzecznik Ratusza wciąż jest na stanowisku. Przyznaje, że to nauczka na przyszłość, szczególnie w kontekście przyszłorocznych rozgrywek Euro 2012 w Warszawie.