Kierowcy w Zakopanem mają kolejny problem z popularną nawigacją GPS. W lipcu kierowała ich na zamknięty odcinek drogi na Gubałówce, teraz wysyła ich do Kuźnic, gdzie także obowiązuje zakaz ruchu. Jak mówi nam szef zakopiańskiej straży miejskiej Marek Trzaskoś, strażnicy codziennie upominają dziesiątki kierowców - niektórzy z nich kończą z mandatem.

REKLAMA

Można powiedzieć: takie lustrzane odbicie tego, co mogliśmy obserwować na Gubałówce, czyli de facto GPS prowadzi naszych turystów, którzy jadą na ślepo, nie zwracając oczywiście uwagi na oznakowanie - mówi Marek Trzaskoś w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim.

Jak relacjonuje: Kiedy realizujemy kontrolę i dochodzi już do konfrontacji, jako pierwsze pada, że jadą tak, jak GPS im pokazuje.

Trzaskoś podkreśla również, że "oczywiście nic nie zwalnia kierowcy z odpowiedzialności w sytuacji, kiedy nie dopełnia swoich obowiązków i narusza przepisy ruchu drogowego".

A takie ślepe ufanie nawigacji może kosztować - jak ostrzegają strażnicy - 500 złotych, zaś w drastycznych sytuacjach strażnicy mogą skierować sprawę do sądu, który może wymierzyć karę nawet 5000 złotych grzywny.

700 kierowców zawróconych w jeden dzień

Problem z GPS-em wysyłającym kierowców do Kuźnic, gdzie obowiązuje zakaz ruchu, to już druga taka historia w Zakopanem w ostatnim czasie. W lipcu popularna nawigacja proponowała zmotoryzowanym ominięcie centrum Zakopanego przez Ząb i Gubałówkę, gdzie także obowiązuje zakaz ruchu.

Tylko 30 lipca funkcjonariusze zakopiańskiej straży miejskiej zawrócili w tym miejscu 700 samochodów!

Jak podkreślał wówczas Marek Trzaskoś, gdyby tego nie robili, auta stwarzałyby olbrzymie zagrożenie dla turystów wędrujących po Gubałówce.

W związku z tym władze Zakopanego zwróciły się do administratora nawigacji, by w trybie pilnym uwzględnił na swoich mapach, że jest to droga ograniczona zakazem ruchu od Zębu aż po Kościelisko.

Jak wyglądała taka jazda w korku pomiędzy turystami, można zobaczyć na filmie opublikowanym przez "Tygodnik Podhalański":