Prawdopodobnie w piątek zostanie przesłuchana matka 2-letniego Kuby i 3-letniego Bartka poparzonych w samochodzie w Skierniewicach. Kobieta jest w szoku. Trafiła do szpitala na badania. W rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Wyderką twierdzi, że wyszła z samochodu tylko na moment. Najwyżej na kilka minut.
Doszłam do samochodu, był cały zadymiony. Nie widziałam dzieci. Otworzyłam wszystkie drzwi. Otworzyłam bagażnik, żeby dym wyleciał, bo nie widziałam starszego syna. Przeszłam z drugiej strony. Chciałam wyciągnąć tego młodszego. Siedział przytomny w foteliku. To jest niemożliwe, żeby one cokolwiek zrobiły w tym samochodzie, to jest niemożliwe - opowiada kobieta.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Lekarze podają chłopcom leki, które mają spowodować, że uszkodzone części płuc zregenerują się. Dzieci nawdychały się również czadu. Po szczegółowych badaniach, okazało się, że mali pacjenci nie wymagają leczenia w komorze hiperbarycznej.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Na szybach widać również ślady dziecięcych dłoni. Maluchy, prawdopodobnie próbowały się wydostać z samochodu. Pomógł im pracownik ośrodka ruchu drogowego. Mężczyzna jako pierwszy gasił też pożar. To jak na razie jedyny świadek tragedii.