Coraz trudniej znaleźć dobre mieszkanie, coraz łatwiej - stracić pieniądze! Początek sezonu wynajmu mieszkań w dużych miastach to okazja dla naciągaczy. Biorą pieniądze za wskazanie adresów mieszkań, które albo nie są do wynajęcia albo oferty są już nieaktualne.

REKLAMA

Oferty są bardzo atrakcyjne: na przykład kawalerka w centrum za tysiąc złotych, o kilkugwiazdkowym standardzie. Aby obejrzeć takie mieszkanie trzeba dopisać się do bazy biura. To kosz 200 lub 250 złotych. Potem zaczynają się schody: właściciel nie ma czasu lub akurat mówi, że ktoś nas ubiegł.

Choć sezon na wynajem dopiero się rozpoczął, takich zgłoszeń jest coraz więcej. Powstaje pytanie, czy to w ogóle jest oszustwo, bo to wszystko zależy też od tego, czy została zawarta umowa - mówi Marcin Karczewski z wydziału Miejskiego Rzecznika Konsumentów w Warszawie.

Według szacunków w Warszawie może działać nawet kilkunastu nieuczciwych pośredników.

Policja bezradna

Policja bezradnie rozkłada ręce w sprawie nieuczciwych pośredników mieszkaniowych.

Usługa, czyli to pośrednictwo zostaje zrealizowane, i za to są pobrane pieniądze. Nie dochodzi do złamania prawa - mówi Iwona Jurkiewicz ze stołecznej policji. To dlatego, że nawet w umowie spisanej z klientem jest mowa o wskazaniu adresu mieszkania, a nie o podpisaniu umowy z wynajmującym.

Niektórzy klienci płatnych biur podejrzewają, że część oferowanych mieszkań w ogóle nie istnieje. Trudno jednak to udowodnić, zwłaszcza, jeśli właściciel zapadł się pod ziemię.

(mal)