Decyzja sanepidu o wstrzymaniu pracy w zakładzie recyklingu akumulatorów w Korszach w końcu, po dwóch tygodniach, dotarła do jego właścicieli. Firma już wcześniej postanowiła wstrzymać pracę z powodu protestu okolicznych mieszkańców. Oskarżają oni firmę, że ich truje.

REKLAMA

Aby wznowić pracę, placówka będzie musiała odwołać się do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Olsztynie i pozytywnie przejść kontrolę. Na złożenie takiego pisma ma dwa tygodnie. Warto zaznaczyć, że decyzja o wstrzymaniu pracy została wysłana 9 stycznia, pracownicy sanepidu próbowali też dostarczyć ją osobiście. W poniedziałek pracownicy sanepidu z Kętrzyna, w asyście policji, chcieli wręczyć decyzję o wstrzymaniu pracy na trzech stanowiskach - powiedział naszemu reporterowi Janusz Dzisko, dyrektor WSSE w Olsztynie. Niestety zakład nie przyjął dokumentu tłumacząc, że nie ma osób, które mogłyby to oficjalnie zrobić.

Decyzja została wysłana również faksem oraz drogą mailową, jednak aby była ona ważna, sanepid musi otrzymać potwierdzenie odbioru. Takie potwierdzenie dostaliśmy dzisiaj rano - mówi Mirosława Tabaka, dyrektor PSSE w Kętrzynie. Wyślemy jeszcze pracowników do Korsz, aby sprawdzili, czy rzeczywiście zakład unieruchomił trzy wskazane przez nas działy.

Korsze jednak nie chcą już akumulatorów w mieście. Cieszymy się, że zakład wstrzymał pracę, ale nie chcemy, żeby to było czasowe rozwiązanie. Boimy się o zdrowie i tej firmy tutaj nie powinno być - mówią mieszkańcy, którzy zarzucają zakładowi, że ich truje. Z każdym tygodniem wyniki badań kolejnych osób wskazują na zawyżony poziom ołowiu we krwi - dodają.

Radni zwrócili się już do marszałka o cofnięcie pozwolenia zintegrowanego dla zakładu. To decyzja administracyjna, która jest formą licencji na prowadzenie działalności przemysłowej. Burmistrz Korsz zapowiedział, że skieruje sprawę do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Sprawę zakładu recyklingu akumulatorów bada również prokuratura w Kętrzynie.

(abs)