- Stanisław Lem był ostatnim człowiekiem, który w taki globalny i perspektywiczny sposób oglądał i oceniał świat, i który nigdy nie wdawał się w dyskusje nad polską polityką w oderwaniu od tego co się dzieje dookoła - mówi o autorze „Solaris” Tomasz Fiałkowski z „Tygodnika Powszechnego”.

REKLAMA

Tomasz Fiałkowski: Te ostatnie tygodnie w szpitalu, kiedy już coraz mniej było nadziei na wyzdrowienie, ale tak się złożyło, że moje ostatnie z nim spotkanie było w przeddzień jego choroby. On poszedł do szpitala w piątek po południu, a ja we czwartek nagrywałem felieton dla „Tygodnika Powszechnego”. I zapamiętam go właśnie takiego. Nic wtedy nie wskazywało na to, że to będzie ostatnie spotkanie.

Marek Balawajder: Co on w tych felietonach chciał przekazać? Bo oprócz tego co było napisane pan też posiada wiedzę o otoczce tych felietonów.

Tomasz Fiałkowski: Ja myślę, że felietony jednak przekazywały to co on rzeczywiście chciał powiedzieć. Natomiast jeśli się je teraz czyta razem – ja tak w ostatnich dniach przeglądałem felietony z ostatniego roku – no to widać z tego, że Stanisław Lem był bodaj ostatnim chyba człowiekiem, który w taki globalny i perspektywiczny sposób oglądał i oceniał świat, i który nigdy nie wdawał się w rozważania nad polską polityką, w oderwaniu od tego, co się dzieje dookoła, w oderwaniu od tego, że Polska jest częścią Europy, częścią świata, a Ziemia jest częścią kosmosu. To wszystko brzmi banalnie, ale mało kto myśli w takich kategoriach o świecie. On właściwie myślał tak cały czas, a równocześnie łączył to z niesamowitą chłonnością informacji i z wrażliwością na rozmaitsze szczegóły. Ale te szczegóły były zawsze wkomponowane w tę taką wielką wizję. I to było obojętne, czy on pisał przed laty swoje wspaniałe książki, czy też dzisiaj właśnie komentował rzeczywistość.

Marek Balawajder: Z tych felietonów wynikało, że ta Polska dzisiejsza denerwuje go, drażni to co się dzieje?

Tomasz Fiałkowski: No jego na pewno mnóstwo rzeczy w tej Polsce drażniło. Natomiast on równocześnie umiał docenić ten cud wolności, który nam się zdarzył. On cały czas, zawsze właściwie od 15 lat powtarzał, że nigdy się nie spodziewał, że tej chwili doczeka i że ten zbieg okoliczności dziejowych, który sprawił, że odzyskaliśmy w 1989 roku niepodległość jest po prostu czymś niezwykłym, cudownym, i że trzeba cały czas patrzeć na to w kategoriach cudu.

Marek Balawajder: I pielęgnować?

Tomasz Fiałkowski: Pielęgnować i nie czuć się do końca spokojnym. To znaczy nie zapominać o tym, że to jest taki niezwykły czas, który się może skończyć w pewnej chwili.

Marek Balawajder: Pan Go zapamięta jako jakiego człowieka?

Tomasz Fiałkowski: Strasznie trudno w takim momencie w skrócie to powiedzieć.

Marek Balawajder: Pisarz, fantasta, myśliciel, twórca?

Tomasz Fiałkowski: On dla mnie jest, a w zasadzie był kilkoma osobami równocześnie. Po prostu dlatego, że ja czytałem jego książki od 40 lat, od dzieciństwa.

Marek Balawajder: Pan się wychował na jakiej książce Lema?

Tomasz Fiałkowski:”Dzienniki gwiazdowe”, „Cyberiada, „Solaris”, „Niezwyciężony”. Mógłbym tutaj wyliczać w zasadzie wszystkie tytuły, które w tamtych latach czytałem i do których wracam do dzisiaj. On przez bardzo wiele lat był dla mnie jakąś taką niezwykłą umysłowością, świetnym pisarzem obdarzonym fantastycznym poczuciem języka, równocześnie poczuciem humoru i równocześnie tymi niezwykłymi perspektywami. Potem jakby z biegiem lat coraz bardziej doceniałem jego myśl i wielość jego zainteresowań, bo to przecież była filozofia i filozofia nauki, literatura itd. Potem poznałem Stanisława Lema człowieka i to była kolejna przygoda, która była w jakimś sensie kontynuacją tej przygody z książką, a równocześnie czymś nowym. Czasami bywa tak, że pisarz jako człowiek w stosunku do swoich dzieł rozczarowuje, a tutaj było zupełnie inaczej, tu była jedność.

Marek Balawajder: Harmonia?

Tomasz Fiałkowski: Harmonia to może złe słowo. To była cały czas erupcja.

Marek Balawajder: Do końca był taki?

Tomasz Fiałkowski: Tak, do końca był taki. I to na wszystkich poziomach, to znaczy zarówno jeśli chodzi właśnie o tę łapczywość, chłonność świata, jak i na przykład o język po prostu. To był rzadki przykład kogoś, kto mówił prawie tak, jak pisał. W tym sensie, że taka jakaś wynalazczość językowa, słowotwórcza była wyczuwalna w każdej rozmowie niemal. Kiedy był w dobrej formie, to po prostu tryskał jakimiś konceptami językowymi, neologizmami.

Marek Balawajder: A cała rozmowa mogła by być podstawa książki, tak mogę to rozumieć?

Tomasz Fiałkowski: No tak. To znaczy on mówił właściwie swoją prozą, w pewnym sensie. To szło cały czas a to w kierunku groteski, a to w kierunku jakiegoś żartu, a to nagle uderzał w tony bardzo poważne. Ja się czuję niesłychanie, z perspektywy tego, co się stało przed chwilą. Czuję się niesamowicie obdarowany możliwością tych spotkań, które trwały jednak kilkanaście lat. Trwały właściwie od 1993 roku, zaowocowały wyborami felietonów, zaowocowały książką rozmów, które ze Stanisławem Lemem przeprowadziłem.

Marek Balawajder: Pana zdaniem Lem chciałby, aby co po nim pozostało? Książki pozostaną, ale jaka myśl?

Tomasz Fiałkowski: No nie wiem. Myślę, że przede wszystkim to, że trzeba jednak świat brać poważnie, mimo tego niesamowitego ładunku poczucia humoru, który bywa w jego książkach. Że trzeba świat brać poważnie, siebie brać poważnie i że nie należy się rozdrabniać na rzeczy nieważne. Że trzeba cały czas próbować ogarniać świat, życie, literaturę także jako pewną całość.

Marek Balawajder: Polska dla niego była elementem, jak pan wcześniej powiedział, kosmosu? On tak patrzył na to?

Tomasz Fiałkowski: Polska była przede wszystkim elementem jakby wielkiej geopolityki światowej. Zawsze powtarzał, że to nasze położenie geopolityczne między dwoma kamieniami młyńskimi, jak on to nazywał, czyli Rosją i Niemcami, skazuje nas na konieczność pewnych wyborów i przede wszystkim skazuje nas na to, że nie możemy się nigdy do końca czuć pewni. Bardzo często to powtarzał i to było to takie widzenie Polski. Strasznie też zawsze ubolewał nad tym, co można by nazwać jakimś rodzajem prowincjonalizmu.

Marek Balawajder: Polskiego prowincjonalizmu?

Tomasz Fiałkowski: Polskiego tak, to znaczy na przykład ubolewał nad niedocenianiem roli nauki, nad tym, że się nie inwestuje, że w ogóle się nie widzi priorytetów w taki sposób, w jaki się je widzieć powinno. Że politycy się w jakiś grach doraźnych wytracają, całą swoją energię. A nie widzą, że w myśleniu długofalowym przede wszystkim trzeba się skupić nad tym, jakie pieniądze w budżecie, mówiąc brutalnie, pójdą na naukę i jak będzie ta polska nauka wyglądała. To, że nie mamy Nobla w dziedzinie nauki jest pewnym takim znakiem. To były rzeczy, które go naprawdę poruszały.

Marek Balawajder: Już teraz mi niektórzy mówią, że wraz z odejściem Lema kończy się tak naprawdę XX wiek. Pan się z tym zgadza?

Tomasz Fiałkowski: No na pewno. To znaczy z tą może poprawką, że to nie był pisarz zamknięty w wieku XX. I nie tylko dlatego, że przeżył ten wiek o sześć lat, i że dane mu było przez ten cały czas pisać, wypowiadać się publicznie, ale że w swoim dziele dalece poza XX wiek wykroczył. I że mnóstwo jego proroctw, czy przewidywań, które są zawarte w jakimś tam stopniu także w beletrystyce, ale przede wszystkim w jego dziełach filozoficznych, takich jak “Suma technologiczna”, zaczęły się już realizować, na naszych oczach, to być może będą się realizować w przyszłości. Więc to jest oczywiście pisarz XX wieku, ale też i wieków następnych.