Od października w Polsce możliwa będzie nowoczesna terapia protonowa dla chorych na raka. Nie trzeba będzie wysyłać ich na drogie leczenie za granicę. Pomoc w Krakowskim Instytucie Fizyki Jądrowej znajdzie nawet 700 pacjentów i to nie tylko z Krakowa, ale z całej Polski.

REKLAMA

Terapia protonowa różni się tym od tradycyjnej radioterapii, że wiązka rozpędzonych protonów uderza dokładnie w komórki nowotworowe. Zamiast naświetlać snopem jak z latarki, uderzamy w nowotwór z siłą tsunami - opisuje obrazowo prof. Bogusław Maciejewski z Centrum Onkologii w Gliwicach.

Protony rozrywają nici DNA dla komórki nowotworowej, w związku z tym ona przestaje mieć możliwość się powielać i dzielić i w ten sposób umiera. Jest to metoda w pewnym sensie subtelna, ponieważ protony mają tą niezwykłą własność, że maksymalny efekt biologiczny jest na bardzo precyzyjnie określonym miejscu, mianowicie w pobliżu końca ich biegu w ciele pacjenta - wyjaśnia prof. Marek Jeżabek, dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej. Można zaplanować jak głęboko wiązka ma wniknąć, a po drodze do tego miejsca ona w bardzo niewielkim stopniu pacjentowi szkodzi - dodaje i zaznacza, że stosowanie terapii będzie możliwe od 1 października.

Jak zaznacza prof. Maciejewski - jest to jednak metoda wybredna, bo nie dla wszystkich pacjentów, tylko dla tych, dla których tradycyjna metoda jest już groźna. Nie jest uniwersalna. Każdy chciałby terapię protonową, ale nie. To dla wyselekcjonowanej, wybranej grupy ludzi ze względu na taką, a nie inną lokalizację nowotworu, typ i zaawansowanie. Trzustka, prostata, płuco? Tak, ale po co? Są inne metody - wyjaśnia. W jakich przypadkach można więc ją stosować? W guzach, które są w podstawie czaszki, w uchu środkowym, przy oku, wewnątrz oka, przy rdzeniu kręgowym, czyli tam gdzie uszkodzenie powoduje bardzo ciężkie, nieodwracalne powikłania - wylicza prof. Maciejewski.

Terapia będzie dostępna także dla dzieci, którym będzie można szybko podać silną dawkę promieniowania.

W Stanach Zjednoczonych terapia protonowa kosztuje nawet 100 tysięcy dolarów. U nas lekarze mówią, że wystarczy 100 tysięcy złotych, ale nie wiadomo na ile procedurę wyceni NFZ.

(j.)