„Polski rząd zbyt szybko poddał się decyzji Neelie Kroes” – takie zdanie mieli usłyszeć szczecińscy stoczniowcy na spotkaniu z unijnym komisarzem ds. przemysłu Günterem Verheugenem. Jego zdaniem likwidacja zakładu to błąd, a polski rząd zamiast rozmawiać z panią komisarz ds. konkurencji powinien negocjować z przewodniczącym Komisji Europejskiej.

REKLAMA

Słowa Verheugena poruszyły stoczniowców. Jeszcze w tym tygodniu chcą się spotkać z ministrem skarbu Aleksandrem Gradem. Jeżeli ten nie rozpocznie rozmów z Barroso, to stoczniowcy wyślą pismo do premiera. Nie jest również wykluczone, że ponownie rozpoczną się protesty.

Krzysztof Fidura, przewodniczący stoczniowej „Solidarności”, uważa, że słowa komisarza ds. przemysłu to wyraźny sygnał ze strony Unii Europejskiej, która w dobie kryzysu przymyka oczy na pomoc innym firmom przez rządy państw Wspólnoty, do tego, aby wznowić rozmowy. Ta informacja od wiceprzewodniczącego Verheugena zaskoczyła nas bardzo. Jeśli mówi to wysoki urzędnik unijny, to będziemy nalegali, żeby polski rząd podjął rozmowy z przewodniczącym Barroso - zaznacza związkowiec.

Stoczniowcy obawiają się również, że teraz, gdy wiele inwestycji jest zagrożonych, a inwestorzy zastanawiają się, czy rozwijać firmy, czy czekać na lepsze czasy, majątek stoczniowy zostanie sprzedany za bezcen.

W listopadzie ubiegłego roku Komisja Europejska uznała za nielegalną wielomiliardową pomoc finansową, jakiej polski rząd udzielił stoczniom w Gdyni i Szczecinie. Bruksela dała gabinetowi Donalda Tuska czas do czerwca tego roku na sprzedaż majątku obu stoczni. Zakłady muszą również zwolnić wszystkich pracowników. Dochody ze sprzedaży pokawałkowanego majątku stoczni zostaną przeznaczone na spłatę państwowej pomocy. Nie ma gwarancji, że prywatni inwestorzy, którzy zdecydują się przejąć zakłady, zechcą kontynuować w nich produkcję statków.