Piekło na ziemi. A my mogliśmy tylko wybrać jak umrzeć – tak Symcha Ratajzer-Rotem, pseudonim "Kazik", jeden z ostatnich żyjących świadków powstania w warszawskim getcie opisuje, to co działo się w stolicy ponad 70 lat temu. Jak przyznaje, od początku wiedzieli, że powstanie zakończy się klęską. „Byliśmy świadomi tego dokładnie, co robimy”.

REKLAMA

Konrad Piasecki: Co z tego, co działo się w getcie, myślę o terrorze niemieckim, o głodzie, o zgromadzeniu tak ogromnej liczby osób na tak niewielkiej przestrzeni, było dla pana najbardziej straszne, najbardziej przykre i tragiczne?

Najwięcej, co można powiedzieć: to piekło na ziemi i jeszcze raz piekło na ziemi, i pomnożyć to - ja nie wiem - na ile razy.

Symcha Ratajzer-Rotem: Nie ma najstraszniej. Wszystko było straszne, wszystko było niemożliwe. Nie ma słów w ludzkim słowniku, żeby opisać to, co było. Piekło na ziemi - to jest najwięcej, co ja mogę powiedzieć. Choć to nie wystarczy. Tam było wszystko: od tyfusu, do głodu; ludzie spuchnięci z głodu, inni jak patyki, jak zapałki - tej grubości. Terror, którego ja… nie mam w swoim języku możliwości tego określić. I nikt nie jest w stanie, moim zdaniem, opowiedzieć tego, co było. Najwięcej, co można powiedzieć: to piekło na ziemi i jeszcze raz piekło na ziemi, i pomnożyć to - ja nie wiem - na ile razy.

Czy był taki moment, taka chwila, w której pan sobie uświadomił ku czemu to wszystko zmierza? Czy jednak wciąż była nadzieja na to, że to się nie musi skończyć zagładą?

W końcu, z początku nie wierzyliśmy, że w ogóle jest możliwe coś takiego. Jak człowiek normalny może wstać rano i pomyśleć, że ktoś czeka na niego, żeby go zabić. Po prostu to się nie mieściło w głowie. Starsze pokolenie, moi dziadkowie, nie wiedziało w ogóle o co chodzi.

A jak doszliśmy do tego, że zaczęliśmy wierzyć? Po tym, jak został wysłany goniec za pociągiem, który jechał do Treblinki. Nie wiedzieliśmy w ogóle, gdzie prowadzą tych ludzi i co się tam dzieje wewnątrz, bo nikt stamtąd nie uciekł. To po tym kroku zrozumieliśmy, że właściwie wszystko, co Niemcy chcą i robią faktycznie, to jest likwidacja żydostwa polskiego w Warszawie.

Jak człowiek normalny może wstać rano i pomyśleć, że ktoś czeka na niego, żeby go zabić. Po prostu to się nie mieściło w głowie.

Jak wtedy rodziła się ta myśl, o tym że chcecie to skończyć powstaniem, że musi przyjść ten moment, kiedy Żydzi warszawscy chwycą za broń?

Proszę pana, to nie była myśl walczyć przeciwko Niemcom, bo cała Europa nie potrafiła. Faktem jest, że Niemcy zdobyli całą Europę prawie.

Opanowali.

Wszędzie byli Niemcy. To, co mogliśmy zrobić, to tylko spróbować umrzeć, jak najlżejszą, jak najlepszą śmiercią. Jeżeli można mówić o śmierci dobrej, przyjemnej. Wybrać sobie: jak ja umieram. Czy mnie zabiją. To wszystko.

Czyli powstanie to był wyłącznie pomysł na godną śmierć?

Zanim się zaczęło, było przegrane. To wiedzieliśmy bardzo dobrze. Niech nikt nie próbuje powiedzieć, że nie wiedzieliśmy.

Zanim się zaczęło, było przegrane. To wiedzieliśmy bardzo dobrze. Niech nikt nie próbuje powiedzieć, że nie wiedzieliśmy. Byliśmy świadomi tego dokładnie, co robimy.

Pytanie jest inne. Ja pytam siebie: czy ja miałem prawo zrobić to, co ja zrobiłem i tymże krokiem skróciłem życie różnym ludziom, bez żadnego zezwolenia. Kto może mi dać takie zezwolenie?

Ale jakoś sobie pan odpowiada na to pytanie?

Nie, nie jestem w stanie. Ja z tym żyję. Ja wiem, z jednej strony, co ich czekało wszystkich. Wiedziałem, że nikt by nie został, tak czy tak, w żadnym wypadku. Ja zostałem. Ile było takich jak ja?

Rozpoczynając powstanie, w ogóle liczyliście się z jakąkolwiek nadzieją na przeżycie czy to było po prostu pójście na godną śmierć?

Faktem jest i to jest świadectwo tego, że to, co ja mówię, to jest święta prawda. Nie przygotowywaliśmy żadnej drogi, bo człowiek, który wierzy, że może ktoś zostanie, robi coś w tym kierunku, ażeby umożliwić wydostanie się z tego getta. Faktem jest, że nikt nie myślał o tym. W każdym razie ja o tym nie wiem i nie wiedziałem. Byliśmy zaskoczeni tym, że po tym wszystkim Niemcy używają gazu, używają min, artylerii. Pożar w końcu. I jeszcze ludzie zostali przy życiu. I co zrobić z nimi? Spalić się żywcem? I wtedy przyszli do mnie i do kogoś jeszcze innego jak ja, i powiedzieli może spróbujecie wyjść z tego i coś zrobić? Ja wyprowadzam ludzi, dokąd ja ich prowadzę, kto ich ukryje?

Pan słyszy te dyskusje o postawie Polaków wobec Żydów, o polskim antysemityzmie, który również objawiał się w czasie II wojny światowej i w czasie okupacji? Proszę powiedzieć, jakie pan ma zdanie na ten temat?

Proszę pana, byli dobrzy ludzie. Byli ludzie, których my nazywamy sprawiedliwi świata. Byli tacy ludzie. Kilka tysięcy Polaków, którzy pomagali i naprawdę narażali siebie i swoją rodzinę. I ja to wspaniale rozumiem, że człowiek nie chce zginąć i nie chce narazić jego rodziny, jego dzieci. Było około 10 tysięcy sprawiedliwych świata na przeszło 30 milionów ludzi ludności polskiej.

Ale pan wtedy, organizując pomoc dla swoich przyjaciół, dla siebie również, próbując się ocalić - czuł ze strony Polaków raczej wrogość, czy raczej obojętność?

Oni narażali życie swoje i swoich dzieci; są tacy, którzy zapłacili za to życiem.

Proszę pana, ja poznałem osobiście kilkoro ludzi, dla których nie mam słów, żeby ich sławić. Oni narażali życie swoje i swoich dzieci; są tacy, którzy zapłacili za to życiem. Ja sam siebie pytałem, niejeden raz, czy ja byłbym gotów zrobić to, co oni zrobili dla nas - ci sprawiedliwi świata. Ja zrobiłem, co tylko mogłem po tym wszystkim, żeby uwiecznić ich imię. Są tablice... Im to nie pomaga, ale na szczęście nie naraziłem dużo ludzi, którzy zapłacili życiem. Udało nam się w pewnej mierze… Kilkadziesiąt osób się wydostało i dla tych ludzi trzeba było znaleźć odpowiednie miejsce.

Większość z nich została wysłana do lasu, do partyzantki w okolicach Wyszkowa. Dla kilkunastu ludzi znaleźliśmy miejsce w samej Warszawie u różnych ludzi, którym zawdzięczam wszystko, co w końcu zostało. To dzięki ich pomocy bez wątpienia - bez nich nic by nie było.

A jak to się stało, że to pan - bardzo młody wtedy człowiek, wziął na siebie odpowiedzialność za ocalenie tej grupy?

Po prostu nie było nikogo innego. Ja się nie spodziewałem, że takie zadanie spadnie na mnie. Ja w ogóle nie śniłem o tym. Jak zwrócili się do mnie, czy chcę spróbować na aryjską stronę...

Proszę jeszcze powiedzieć - ten moment, kiedy zaczęło się powstanie... To był moment straszny, ale to był też moment takiej satysfakcji, że oto wreszcie z bronią w ręku Żydzi stanęli do walki?

Proszę pana, gdybyśmy mieli więcej broni, powstanie byłoby inne. Ja rozumiem, na ile się zorientowałem w sytuacji politycznej, że Polsce jako krajowi nie było na rękę jeszcze wypowiedzieć na ten temat. Na pewno było niewygodnie w danym czasie, żeby wybuchło to powstanie.

Na pewno było niewygodnie w danym czasie, żeby wybuchło to powstanie.

A wy musieliście walczyć? Ma pan dzisiaj takie przekonanie?

Myśmy nie mieli innej rady, bo nas czekała pewna śmierć! Polaków może czekała pewna śmierć, nie wiem - 10, 20 lat później. Może, ale oni nie byli skazani z góry na śmierć. Dla nas to było jasne. Generał, który likwidował getto warszawskie meldował Hitlerowi w kwietniu jeszcze, że Warszawa nie ma Żydów. Co nie było prawdą, kłamał w podarunek Hitlerowi, żeby go pocieszyć.

Pan patrzy dzisiaj na Polskę jako kraj tragedii dla Żydów i tylko tak, bo tak się często patrzy w Izraelu na Polskę?

Nie. Ja pamiętam też długą historię Żydów w Polsce, którzy przybyli tutaj za króla Kazimierza, byli zaproszeni. Były różne stosunki w międzyczasie, były pogromy, ale czegoś takiego, jak było w latach 1939-1945 tego nie było, to jest nieznane w historii ludzkiej. Żydowski naród cierpiał dość od różnych rodzajów antysemityzmu, Chmielnickiego i temu podobnych. Ja mam dobrych znajomych, przyjaciół... Miałem, niestety już prawie wszyscy... Może ich spotkam kiedyś tam, to im podziękuję jeszcze raz.

Polska była moją ojczyzną, ja się tutaj urodziłem.

Ja chcę przypomnieć ich nazwisko. Anna Wąchalską, jej siostra Marysia Sawicka. Ja do Anny Wąchalskiej przyszedłem godzinę po tym, jak gestapo od niej wyszło i przewróciło jej mieszkanie do góry nogami przeszukaniem. Ta kobieta zgodziła się mnie przenocować... Ja tego nigdy nie zapomnę, bo byłem w sytuacji, że kiedy wyjdę na ulicę, to będę skończony. Ona zostawiła decyzję mnie, żebym ja zadecydował, czy ja mogę zostać, czy nie. Takiego człowieka nigdy więcej już nie znalazłem i utrzymuję stały kontakt, prawie bez przerwy... Polska była moją ojczyzną, ja się tutaj urodziłem.

(opr. MKam)