Komisja, która wg zapowiedzi posłów PiS miałaby badać wpływy Rosji na Polską politykę energetyczną, w istocie może się zajmować niemal wszystkim - od partii politycznych i mediów po związki zawodowe. Według projektu ma też uprawnienia tak niespotykanie szerokie, że wręcz niebezpieczne.

REKLAMA

Znacznie więcej niż energetyka

W zapisanych na 20 stronach złożonego w Sejmie projektu przepisach nie ma ani słowa o tym, czym autorzy przekonywali do powołania komisji. Zamiast jasnego wskazania, że chodzi o rosyjskie wpływy w energetyce, jest za to mowa o wpływie na bezpieczeństwo wewnętrzne, a szczegółowy zakres działania komisji świadczy o tym, że może chodzić niemal o wszystko.

Projekt poza podejmującymi istotne decyzje urzędnikami wymienia bowiem osoby, które "w istotny sposób oddziaływały na bezpieczeństwo wewnętrzne" przez rozpowszechnianie fałszywych informacji, wpływając m.in. na media, fundacje lub stowarzyszenia, związki zawodowe i pracodawców, a także funkcjonowanie partii politycznych a nawet organizację systemu opieki zdrowotnej, zwłaszcza przy zwalczaniu chorób zakaźnych.

Tak naprawdę więc zakres instytucji i działań, które może badać komisja jest niemal nieskończony, a to z pewnością przekracza zakres opisywany przez posłów PiS. Nie chodzi tylko o politykę energetyczną, prowadzoną przez poprzedni rząd. Może chodzić o dowolny obszar działania, i to z niemal nieograniczonymi możliwościami.

Dostęp? Do wszystkiego!

Autorzy wyposażyli 9-osobową komisję w dostęp do niemal wszystkich danych, jakie można zgromadzić, i to na każdym etapie. Na wniosek przewodniczącego komisji jej członkom mają być udostępnione wszelkie wskazane przez niego dane, także niejawne i stanowiące tajemnicę przedsiębiorstw, pochodzące zarówno z archiwów jak dane operacyjne (!), z akt postępowań przygotowawczych i sądowych, a także wszelkie inne dokumenty. Nie chodzi przy tym o samą administrację publiczną ani nawet o spółki czy przedsiębiorstwa związane z infrastrukturą krytyczną.

Mówiący o tym art. 16 projektu zobowiązuje do udostępniania na żądanie komisji gromadzonych danych szefów ABW, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu i Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Śledczego, Najwyższej Izby Kontroli, a także prokuratorów, prezesów wszystkich sądów, wszystkie organy administracji rządowej i samorządowej i organy samorządów zawodowych, np. lekarzy, rewidentów, adwokatów doradców podatkowych czy radców prawnych.

Zagrożenie w imię bezpieczeństwa?

Gromadzenie w jednym miejscu tak newralgicznych danych mimo deklarowanego działania na rzecz bezpieczeństwa w oczywisty sposób stwarza jednak poważne zagrożenie. Konstytucja deklaruje przecież trójpodział i wzajemną niezależność władz, a służby specjalne nieprzypadkowo działają osobno.

Udzielone komukolwiek upoważnienie do sięgania po dane operacyjne, sądowe, wywiadowcze i kontrwywiadowcze wszystkich tych instytucji skrajnie narusza podstawową zasadę służb, by nikt nie wiedział więcej, niż musi wiedzieć na swoim stanowisku. Skutki przejęcia podobnych danych szantażem, naciskiem czy w jakimkolwiek inny sposób byłyby dla bezpieczeństwa państwa nieobliczalne.

Co przy tym ciekawe, zobowiązujący do przekazywania danych przepis, wyliczający te instytucje, wymieniając CBŚP, pomija podlegające MSWiA Centralne Biuro Antykorupcyjne, Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości i np. straż graniczną.

Komisja nie do ruszenia

Zdumiewające są też regulacje, dotyczące samej komisji. Jej 9 członków po sprawdzeniu przez ABW powoływałby Sejm, który także by ich odwoływał, zapewne po zmianie władzy. Poza tym wygaśnięcie członkostwa byłoby możliwe tylko w wypadku śmierci, rezygnacji bądź prawomocnego skazania za przestępstwo umyślne.

Obsługę komisji zapewniałaby kancelaria premiera, który powoływałby też przewodniczącego komisji i określałby jej regulamin. Wynagrodzeń członków komisji nie dotyczyłyby ograniczenia tzw. ustawy kominowej, a oni sami korzystaliby z immunitetu formalnego; art. 13 projektu mówi, że żaden z nich nie mógłby być pociągnięty do odpowiedzialności za swoją działalność "wchodzącą w zakres sprawowania funkcji w Komisji".

Jeśli dołożyć do tego przepis o tym, że decyzje komisji są ostateczne - otrzymamy opis powoływanego politycznie ciała, zdolnego do kontrolowania niemal wszystkiego, co miało miejsce w ciągu ostatnich 15 lat.

Mówiąc delikatnie, nie jestem przekonany, czy Polska tego potrzebuje.