Dwa tygodnie po wypadku dziennikarzy motoryzacyjnych Macieja Zientarskiego i Jarosława Zabiegi śledztwo warszawskiej prokuratury utknęło w martwym punkcie. Wciąż nie wiadomo na sto procent, kto feralnego wieczora kierował ferrari i czy mężczyźni byli trzeźwi.

REKLAMA

Do tej pory prokuratura przesłuchała członków najbliższej rodziny i ośmiu świadków wypadku. Z zeznań tylko jednego z nich wynika, że autem kierował Maciej Zientarski. Śledczy zamierzają wysłuchać jeszcze policjantów i strażaków, którzy brali udział w akcji ratunkowej.

Prokuratorzy cały czas czekają na ekspertyzę biegłego, który bada zapis monitoringu z kamer ulicznych. Gdy zbiorą całą dokumentację, powołają kolejnego eksperta z zakresu ruchu drogowego. Wtedy być może uda się ostatecznie ustalić, z jaką prędkością pędziło ferrari. Z dotychczasowych, nieoficjalnych informacji wynika, że samochód jechał z prędkością ponad 200 kilometrów na godzinę.

Do wypadku dziennikarzy doszło 13 dni temu w Warszawie. Ferrari z olbrzymią prędkością uderzyło w filar wiaduktu i stanęło w płomieniach. Na miejscu zginął Jarosław Zabiega, dziennikarz „Super Expressu.” O życie Macieja Zientarskiego walczą lekarze ze szpitala przy ulicy Lindleya.