Straż Graniczna nie musi przepraszać sikha za to, że dwa lata temu podczas kontroli na lotnisku musiał zdjąć turban. Funkcjonariusze naruszyli jego godność i wolność religijną, ale działali zgodnie z prawem - orzekł warszawski sąd okręgowy.
Shaminder Puri, który jest praktykującym sikhem, domagał się od funkcjonariuszy przeprosin, 30 tys. zł na cel charytatywny i zaprzestania praktyk z jakimi zetknął się na warszawskim Okęciu.
Według niego, strażnicy na lotnisku jako jedyni kontrolerzy na świecie żądali od niego zdjęcia turbanu. Sikhowie - jak mówił - uznają to za zniewagę, bo turban nie jest dla nich częścią garderoby, a atrybutem religijnym. To tak, jakby kazać w publicznym miejscu zdejmować bieliznę - tłumaczył.
W imię bezpieczeństwa wszystkich podróżujących nie można doprowadzić do wyjęcia spod zasad kontroli jakiejś religii - tłumaczył sędzia Jacek Tyszka.
Sikha nie było w sądzie. Jego prawnik, mec. Janusz Tomczak nie krył rozczarowania wyrokiem. Zapoznamy się z pisemnym uzasadnieniem orzeczenia i wtedy zdecydujemy, czy wnosić od niego apelację - powiedział.
Sikhizm jest kompilacją islamu i hinduizmu. Z islamu pochodzi nieposiadający żadnego wizerunku ani wcieleń Bóg, który jednak ma "miliony imion"; z hinduizmu - praktyki medytacyjne, wiara w możliwość uzyskania bezpośredniej łączności z Bogiem poprzez medytację, wiara w reinkarnację.