Zarzut czynnej napaści na policjantów usłyszał 34-latek, który w piątek w szpitalu w Łodzi zaatakował policjantów. Policjanci musieli użyć broni, by go obezwładnić. Mężczyzna przyznał się zarzutu, ale odmówił składania wyjaśnień przed prokuratorem.

REKLAMA

Możliwe, że śledczy będą chcieli, aby mężczyzna trafił do aresztu. Grozi mu bowie do 10 lat więzienia. Ostateczną decyzję prokuratorzy podejmą po uzyskaniu wyników badań toksykologicznych i przeprowadzeniu badań psychiatrycznych.

W piątek wieczorem policjanci pojechali do szpitala przy ul. Czechosłowackiej w Łodzi, by ustalić obrażenia u pieszego, który wtargnął na jezdnię i uderzył w bok jadącego citroena.

Świadkowie twierdzili, że mężczyzna zachowywał się irracjonalnie i najpierw uderzał głową w metalowe elementy wiaty przystankowej, a potem wtargnął na jezdnię.

Gdy funkcjonariusze przebywali na izbie przyjęć, na wózku został przywieziony potrącony 34-letni mężczyzna. Na widok mundurowych wpadł w szał, chwycił leżący w pobliżu nóż do rozcinania opatrunków gipsowych i zaczął uderzać się ostrzem w okolice szyi.

Mimo wezwań i próby obezwładnienia, agresja pacjenta zaczęła się nasilać. Po chwili rzucił się na jednego z funkcjonariuszy próbując go ugodzić. Policjanci użyli gazu i kolejny raz wezwali mężczyznę do odrzucenia narzędzia. Ten jednak kontynuował próbę ugodzenia mundurowego. Wówczas policjant użył broni oddając w nogę napastnika strzał - mówi Adam Kolasa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Agresywny mężczyzna został obezwładniony. Trafił na blok operacyjny, gdzie przeszedł zabieg.

W chwili zdarzenia 34-latek był trzeźwy, ale prawdopodobnie znajdował się pod działaniem silnych substancji psychoaktywnych.

(mpw)