Likwidacja funduszy i agencji - to sztandarowe hasło reformy finansów publicznych, reklamowanej ostatnio przez ministra finansów. Grzegorz Kołodko zapowiada radykalny zamach na głupotę, chciwość i nieuczciwość. Tylko czy ten zamach się uda, skoro nie od dziś wiadomo, że fundusze i agencje są tradycyjnym źródłem miejsc pracy dla zaplecza politycznego kolejnych rządzących partii?

REKLAMA

Samorząd gospodarczy, który oceniał dziś program Kołodki, zarzucił mu niekonsekwencję. Oto minister proponuje likwidację kilku funduszy, ale w zamian powołuje nowy „superfundusz” - Narodowy Fundusz Zdrowia. W rezultacie – przekonuje Marek Kłoczko z Krajowej Izby Gospodarczej – tzw. gospodarka funduszowa raczej się po reformie umocni, a co gorsza – utrwali.

Według polityków problem nie polega jednak na tym, czy fundusze i agencje istnieją, tylko na tym, jak funkcjonują. Głównym problemem jest tak naprawdę traktowanie funduszy i agencji jak synekur partyjnych - przekonuje jeden z polityków.

Obok funduszu zdrowia funkcjonują ogromne, rozbudowane i bogate agencje rolne - wyjęte częściowo spod kontroli rządu i parlamentu. Ostatnio coraz głośniej o tzw. "reformie" tych instytucji. Wicepremier Kołodko zapowiadał likwidację Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, a teraz premier Miller wraz z ministrem Adamem Tańskim zapowiadają czystkę personalną - głównie w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Zlikwidowany ma być też częściowo Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska – minister finansów chce, by znikły jego niższe, powiatowe i gminne ogniwa.

Takie działania rządu mogą jednak rozjuszyć partyjnych działaczy w terenie, odcinając ich od profitów. Poza tym istnieje ryzyko, że te fundusze, które przetrwają reformę, nie zostaną poddane uczciwej, parlamentarnej i publicznej kontroli. A to znaczyłoby, że nadal będą jedynie... partyjnymi „folwarkami.

FOTO: Archiwum RMF

16:30