Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście ruszył ponownie proces Piotra Ryby i Andrzeja K., oskarżonych o płatną protekcję w "aferze gruntowej". Będzie krótszy od pierwszego, bo strony mogą ograniczyć liczbę świadków do około 10.

REKLAMA

Ryba i K. są oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie rolnictwa kierowanym wówczas przez Andrzeja Leppera i podjęcie się, za niemal 3 mln zł, pośrednictwa w odrolnieniu działki na Mazurach agentowi CBA, udającemu biznesmena. Grozi za to do ośmiu lat więzienia.

Dziś oskarżeni odmówili składania wyjaśnień i podtrzymali te złożone w pierwszym procesie. Ryba nie przyznaje się do zarzuconych mu czynów i przekonuje, że sam jest ofiarą nielegalnej prowokacji CBA. Andrzej K. przyznał, że doszło do zdarzeń, okoliczności opisanych w aktach sprawy, ale nie nazywa ich przestępstwem. Ja miałem przekonanie, że działam legalnie. Czy było to przestępstwo - oceni sąd - oświadczył.

Według aktu oskarżenia, Ryba i K. mieli w 2007 r. za łapówkę podjąć się załatwienia odrolnienia ziemi na Mazurach. Oferta łapówki okazała się prowokacją CBA. W lipcu 2007 r., kiedy miało dojść do finalizacji transakcji, obaj zostali przez kogoś ostrzeżeni, tak jak i sam Lepper. Miał on 6 lipca spotkać się z Rybą, ale spotkanie odwołano. K., który w tym czasie w hotelu przeliczał 3 mln zł dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel; wtedy ich obu zatrzymano. Zbadanie tego w odrębnym śledztwie nie dało dotąd rezultatów, nikt nie ma zarzutu dokonania "przecieku".

Mówiono, że sprawa ma pogrążyć ówczesnego wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera, który z kolei aż do swej samobójczej śmierci w sierpniu br. twierdził, że chodziło o to, by go skompromitować. Sprawa odbiła się głośnym echem w mediach i wpłynęła na ówczesną sytuację polityczną - rozpadła się koalicja rządowa PiS-Samoobrona-LPR i w wyniku zgody Sejmu na przedterminowe wybory parlamentarne zakończył działalność rząd Jarosława Kaczyńskiego.

W sierpniu 2009 r. w pierwszym procesie sąd rejonowy skazał Rybę na 2,5 roku więzienia, a Andrzeja K. na grzywnę. Po apelacji obrony wyroki te uchylił w maju 2010 r. Sąd Okręgowy w Warszawie - ale, jak podawały media, tylko z powodów formalnych, nie merytorycznych; sprawa wróciła do sądu rejonowego. Uzasadnienie wyroku utajniono.