"Jestem bardzo szczęśliwy, że ta sprawa się kończy. Kosztowało mnie to dużo wysiłku, dużo zdrowia, dużo kłopotów. Więcej nawet moją rodzinę. Rodzina zwykle w tych okolicznościach cierpi bardziej niż ja" - powiedział Roman Polański na konferencji prasowej w Krakowie, zorganizowanej kilka godzin po tym, jak sąd zdecydował, że ekstradycja reżysera do USA jest niedopuszczalna. "Cieszę się, że zaufałem polskiej sprawiedliwości. Byłem zawsze przekonany, że to się dobrze skończy, nie miałem najmniejszych wątpliwości" - podkreślił filmowiec. Decyzję krakowskiego sądu chwalą adwokaci pokrzywdzonej Samanthy Geimer. Prawnikom reżysera w Polsce wysłali nawet noty gratulacyjne.

REKLAMA

Sprawa jest zakończona w Polsce, mam nadzieję. Mogę przynajmniej odetchnąć. Trudno jest opowiedzieć, ile to zabiera czasu, wysiłku, energii, jak cierpi z tego powodu moja rodzina, moje otoczenie, moi współpracownicy. Mam nadzieję, że to się już jak najprędzej skończy - zaznaczył reżyser.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Sędzia Dariusz Mazur: O co chodzi Amerykanom z tym wnioskiem o ekstradycję?

Sprawa sięga 1977 roku. Romanowi Polańskiemu zarzucono wówczas sześć przestępstw, w tym gwałt na osobie pod wpływem narkotyków (według miejscowego prawa, każdy stosunek z osobą nieletnią definiowany jest jako gwałt) i molestowanie nieletniej. Jak informowali obrońcy reżysera, na mocy zawartej ze stronami ugody Polański przyznał się do uprawiania seksu z nieletnią, a prokuratura wycofała pozostałe zarzuty.

W ramach uzgodnionej kary Polański dobrowolnie stawił się do zakładu karnego i spędził tam 42 dni na tzw. obserwacji diagnostycznej, która może trwać maksymalnie 90 dni. Po tym okresie został zwolniony przez władze więzienne, według których jego dalszy pobyt w więzieniu nie był wskazany. Przed ogłoszeniem wyroku reżyser opuścił jednak Stany Zjednoczone, obawiając się, że sędzia nie dotrzyma warunków zawartej ugody.

Teraz krakowski sąd zdecydował, że ekstradycja Romana Polańskiego do USA jest niedopuszczalna. Reżysera nie było na sali sądowej w momencie ogłaszania decyzji - jego obrońcy wyjaśnili, że nie chcieli, by uczestniczył w posiedzeniu "ze względów emocjonalnych".

Krakowski sąd odroczył sporządzenie pisemnego uzasadnienia decyzji. W ustnym uzasadnieniu sędzia Dariusz Mazur podkreślał natomiast, że przed sądem w USA została zawarta ugoda z Romanem Polańskim, a kara - wykonana. Ugoda została zawarta, co potwierdzają oświadczenia uczestniczących w niej osób, i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. W ramach tej ugody oskarżony przyznał się do jednego zarzutu, a reszta została odpuszczona - mówił sędzia. Szczegółowo zrelacjonował przebieg postępowania przeciwko Polańskiemu w USA, w trakcie którego - jak stwierdził - złamano zawartą ugodę i proponowano inną, niedającą reżyserowi gwarancji i pewności. Sędzia Mazur wskazał również okoliczności i osoby, które według sądu sprawiły, że w wielu aspektach doszło do rażącego naruszenia procedur i złamania zasady obiektywizmu i niezawisłości - sąd podzielił w tym zakresie argumenty obrońców.

Trudno się do tego odnieść bez emocji. Niezależnie od różnic prawnych pojęcie niezawisłości jest podobne - podkreślił sędzia Dariusz Mazur, odwołując się do swoich doświadczeń jako sędziego z długoletnim stażem i przewodniczącego wydziału karnego. Przyznam szczerze, że według mnie to nie mieści się w żadnych kanonach - dodał.

Jak obliczył sąd, łączny okres pozbawienia wolności Romana Polańskiego - razem z pobytem w zakładzie karnym w USA i aresztem domowym w Szwajcarii - wyniósł równowartość 365 dni kary. Jest to 8-krotność kary według pierwszej ugody i 4-krotność późniejszej, narzuconej ugody. Pojawia się retoryczne pytanie: o co chodzi Amerykanom z tym wnioskiem o ekstradycję? Sąd racjonalnej odpowiedzi nie znajduje. Na zdrowy rozum nie ma na to dobrej odpowiedzi - mówił sędzia Dariusz Mazur.

Jak dodał, "Polska jest stroną Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności - i jest zobowiązana do przestrzegania zapisów tej konwencji". W przypadku stwierdzenia dopuszczalności ekstradycji doszłoby do naruszenia praw Romana Polańskiego i Polska naraziłaby się na zarzuty złamania konwencji - powiedział sąd, podzielając w tym zakresie argumenty obrońców Romana Polańskiego.

W ocenie sądu ekstradycja byłaby związana z bezprawnym pozbawieniem wolności na co najmniej kilka tygodni w trudnych warunkach. Trudno uznać, że osadzenie 82-letniej osoby w areszcie w celu wyjaśnienia nieprawidłowości i stwierdzenia, że kara została odbyta, jest konieczne - podkreślił sędzia Mazur.

Sąd: Prawdopodobnie, gdyby nie chodziło o Romana Polańskiego, do którego przykleiła się opinia złego chłopca, ugoda nie zostałaby zerwana

Zwrócił ponadto uwagę na "wyraźną asymetrię sprawy": z jednej strony, Polański jest poszukiwany od kilkudziesięciu lat, z drugiej, te same organy nie robią nic, by wyjaśnić nieprawidłowości w tym postępowaniu. Wydaje się, że łatwiej tym organom wykorzystać przewagę i zapominając o błędach zastosować obronę przez atak - powiedział sędzia, dodając, że prawdopodobnie "gdyby nie chodziło o Romana Polańskiego, do którego przykleiła się opinia złego chłopca, ugoda nie zostałaby zerwana".

Sąd podkreślił również rolę, jaką odegrali w tym postępowaniu adwokaci, którzy "zdołali zebrać całe dossier i przedstawić je sądowi, by ocenić całe tło zdarzenia". Gdyby Roman Polański nie dysponował środkami, sąd opierałby się na materiale ekstradycyjnym i nie wiedziałby, jak ono się toczyło, bo nie było o tym mowy w dokumentach z USA. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że prawa Romana Polańskiego zostały złożone na ołtarzu dobrej opinii sądu, nadszarpniętej w latach 1977-78 przez sędziego Laurence’a Rittenbanda i prokuratora Davida Wellsa - powiedział sędzia Mazur.

Zwrócił ponadto uwagę, że również na gruncie Kodeksu postępowania karnego sąd dopatruje się podstaw do odmowy ekstradycji. Ekstradycja bowiem - jak zauważył - powinna zmierzać albo do wykonania kary, albo do dalszego procedowania, a w przypadku Romana Polańskiego żaden z tych przypadków nie zachodzi.

Nie wiadomo, czy prokuratura się odwoła

Postanowienie jest nieprawomocne, prokuratura może się od niego odwołać do sądu drugiej instancji. Z decyzją w tej sprawie śledczy chcą jednak poczekać na pisemne uzasadnienie postanowienia, które gotowe będzie najwcześniej za dwa tygodnie. Jak zapowiedział sędzia Mazur, będzie ono liczyło co najmniej 150 stron.

Jeśli do odwołania dojdzie, a sąd apelacyjny również uzna, że ekstradycja jest niedopuszczalna, decyzja będzie ostateczna. Jeśli zaś zgodę na ekstradycję wyrazi, ostateczne zdanie należeć będzie do ministra sprawiedliwości. Do tej pory Polański mógł liczyć na wsparcie polityczne. Sytuacja się jednak zmieniła, a niektórzy politycy PiS nie wykluczyli ekstradycji reżysera.

Dla Amerykanów jest zbiegiem. Nie przestaną go ścigać

Jak donosi korespondent RMF FM za Oceanem Paweł Żuchowski, decyzję krakowskiego sądu chwalą adwokaci pokrzywdzonej Samanthy Geimer (poprzednio Gailey), która dawno już temu oświadczyła, że wybaczyła Romanowi Polańskiemu. Teraz reprezentujący ją Lawrence Silver poinformował nawet, że wysłał prawnikom Polańskiego w Polsce noty gratulacyjne. Zadzwonił także do prokuratorów w Los Angeles z prośbą, by zaprzestali już wszelkich wysiłków zmierzających do ekstradycji reżysera.

Te słowa adwokatów Geimer cytują największe amerykańskie gazety, choćby "Washington Post", a także agencja Associated Press.

Stanowisko Geimer i jej adwokatów zapewne nie będzie jednak miało żadnego wpływu na poczynania amerykańskich śledczych. Ich oficjalne stanowisko - jak informował nasz korespondent - nie zmienia się, choć spodziewali się takiej decyzji krakowskiego sądu. Wciąż uważają, że Polska powinna wydać Polańskiego i że nie ma podstaw do odmowy w tej sprawie. Powołują się na umowę ekstradycyjną.

Podkreślają, że nie ma wątpliwości, że filmowiec wykorzystał nieletnią, a później zbiegł z USA. Kiedy zaś pyta się ich o zawiłości tej sprawy, o wątpliwości, na jakie powołują się od lat adwokaci Polańskiego, odpowiadają, że reżyser powinien wrócić do Stanów Zjednoczonych i na miejscu wszystko wyjaśnić.

Dla śledczych z Los Angeles Roman Polański jest zbiegiem, którego należy ścigać. Zapowiadają więc wysyłanie wniosków o jego zatrzymanie do każdego kraju, do którego reżyser będzie się wybierać. Sęk w tym, że muszą o tym wiedzieć ze sporym wyprzedzeniem - tak, jak to było np. w Szwajcarii, gdzie Polański został zatrzymany w 2009 roku. Wówczas po trzymiesięcznym pobycie w areszcie i siedmiomiesięcznym areszcie domowym został uwolniony - władze Szwajcarii zdecydowały, że nie wydadzą go USA, ponieważ "nie można wykluczyć z całkowitą pewnością błędu we wniosku ekstradycyjnym USA".

Po aresztowaniu reżysera w Zurychu pokrzywdzona Samantha Geimer (poprzednio Gailey) wezwała sąd apelacyjny w Kalifornii, by umorzył sprawę karną przeciwko Polańskiemu, ale sąd odrzucił zarówno jej wniosek o umorzenie sprawy, jak i późniejszy wniosek obrońców o zaoczny proces.

W toku szwajcarskiego postępowania ekstradycyjnego Polański opublikował na portalu internetowym artykuł "Nie mogę dłużej milczeć", w którym stwierdził, że "żądanie od szwajcarskich władz ekstradycji jest oparte na fałszu". Wskazał, że 33 lata temu został uznany za winnego, ale 42 dni, które spędził w 1977 roku w więzieniu Chino w Kalifornii, miały być uznane za pełen wyrok. Kiedy wyszedłem z więzienia, sędzia zmienił zdanie i uznał, że czas, jaki w nim spędziłem, nie wystarczy za pełen wyrok, i to usprawiedliwia mój wyjazd z USA - napisał reżyser.

(edbie)