„Za mało, za późno i zbyt wiele niedotrzymanych obietnic” - tak pojawienie się archeologów na Łączce komentują rodziny Żołnierzy Niezłomnych. Historycy z IPN szukają bohaterów antykomunistycznego podziemia - generała Emila Fildorfa, pułkownika Witolda Pileckiego i kilkudziesięciu innych pomordowanych. Z Tadeuszem Płużańskim, prezesem Fundacji Łączka rozmawiał reporter RMF FM Grzegorz Kwolek.

REKLAMA

Grzegorz Kwolek: Wznowienie prac na Łączce przez IPN jest oczekiwaną, przełomową, ale jednak chyba rozczarowującą decyzją dla środowiska rodzin Żołnierzy Wyklętych. Dlaczego?

Tadeusz Płużański, prezes Fundacji Łączka, historyk: Myślę, że nawet IPN nie pokusi się o takie stwierdzenie, że jest to przełom. Na pewno nie możemy tego w ten sposób traktować i rodziny tego tak nie odbierają. To, co się odbędzie na Łączce, to będzie według samego IPN etap ekshumacji 2 i pół. Tenże etap jest realizowany, bo trzeci etap się niestety nie udał. Ten trzeci etap miał polegać na zdjęciu współczesnych grobów z terenów kwatery Ł i Ł2 - tam, gdzie zostali pochowani w latach 80. również funkcjonariusze komunistyczni bezpośredniego aparatu represji, odpowiedzialni za mordowanie naszych Żołnierzy Niezłomnych, którzy leżą w tych słynnych już dołach śmierci.

I tego nie będzie w tym roku. W tym roku miał już być gotowy jeżeli nie cały, to część Panteonu Żołnierzy Niezłomnych. Mieliśmy również świętować 27 września uroczyste pożegnanie naszych bohaterów. Miał się odbyć godny, państwowy pogrzeb wszystkich ekshumowanych i zidentyfikowanych na Łączce. Tego również nie będzie.

Nie widzę punktu, którym IPN mógłby się chwalić. Piętrzą się problemy, piętrzą się przeszkody formalne, które się pojawiły niedawno. Od roku mówimy o tych sprawach. Było wystarczająco dużo czasu, aby ewentualne przeszkody pokonać. Jeżeli takie kwestie prawne by się pojawiły, a się pojawiły. Ja teraz nie przyjmuję tego.

Jeśli chodzi o samą dzisiejszą uroczystość, to też może zastanawiać fakt, że ten etap 2 i pół ekshumacji będzie bardzo ograniczony. Ja byłem ostatnio na Łączce, widziałem też ten teren, który został ogrodzony na potrzeby ekshumacji. On jest minimalny. Nie będzie na przykład badań, a takie były plany, ekshumacji pod murem więziennym. To jest cały wielki obszar między współczesnymi grobami, a murem. Tam nie przewidziano prac. Z niewiadomych mi powodów. Prezes IPN, Łukasz Kamiński powiedział, że te obecne badania mają określić teren dawnego pola więziennego.

Jeśli przeznaczone są do badania tylko dwa miejsca pod alejkami, to nigdy się nie określi pola więziennego. (...)

Jednym słowem, ambitne plany spaliły na panewce. Gdzie pan widzi przyczyny?

Główną przyczyną, nie mówiąc o konkretnych nazwiskach, jest czas, który gra na niekorzyść. Sprawę zlekceważono. Zawczasu nie przygotowano się do tak poważnych prac, jak przeprowadzenie ekshumacji, które mają wydobyć spod ziemi około 100 naszych żołnierzy niepodległości. Nie zadbano o wszelkie możliwe zgody i teraz znaleźliśmy się w punkcie krytycznym. Nie wiemy, kiedy to wszystko się odbędzie, rodziny są zaniepokojone. Wydawało się, zgodnie z obietnicami dawanymi przez IPN, Radę Pamięci (Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - red.), pana Kunerta i pana prezydenta, że wszystko w tym roku się odbędzie. Że rodziny będą mogły oglądać Panteon Żołnierzy Niezłomnych, w których spoczną ich bliscy. To zostało przesunięte w bliżej nieokreślony czas i to jest przykre. Mam wrażenie, że teraz te instytucje odpowiedzialne, starają się jakoś wybrnąć z tej sytuacji i przedstawić w dobrym świetle, ale nie mogą się pochwalić sukcesami.

Zgadza się pan z takimi sugestiami, które choćby z Kancelarii Prezydenta dobiegają, że bez zmiany prawa się tego nie da zrobić? Czy może da się, ale zabrakło woli?

Jestem zupełnie odmiennego zdania. Wydaje mi się, że można to było przeprowadzić w ramach obowiązującego prawa. Zresztą wiem, że IPN miał taki plan. Teren zostałby wtedy ogrodzony, a prokurator IPN ma do tego odpowiednie możliwości, wszczyna własne śledztwo i przeprowadza odpowiednie czynności, nie patrząc na ewentualne przeszkody, brak zgody rodzin. Nikt nie może zablokować tej sprawy. Niestety, nie zdecydowano się na taki wariant. IPN zrezygnował z takiej opcji. Jak sądzę, urzędnicy bali się takiej decyzji, bo wtedy odium spadłoby na nich. Rzecz jasna jest to temat trudny. Wiele osób w Polsce by protestowało przeciwko temu. Nie tylko mówimy o rodzinach komunistycznych pochowanych na górze, ale również są pewne środowiska polityczne, które są zapleczem tych rodzin i którym się to nie podoba. Jak sądzę IPN nie chciał na siebie wziąć tej odpowiedzialności i zaczął dokooptowywać inne instytucje do tego. Tu się pojawił urząd miasta, Wojewoda Mazowiecki, minister sprawiedliwości. Każdy przedstawiał własne opinie prawne, które często są sprzeczne. Skończyło się na tym, że co kilka miesięcy spotyka się zespół, który analizuje te dokumenty i komunikat jest taki, że nie osiągnięto porozumienia. To są rzeczy, które przedłużają pracę. A była to prosta sprawa. Wystarczyło trochę dobrej woli i ...

Odwagi?

Odwagi przede wszystkim, żeby to przeprowadzić. Myślę, że poprzednia ekipa Instytutu Pamięci Narodowej już dawno by to zrobiła. Jeśli prezesem byłby Janusz Kurtyka, to ekshumacje, identyfikacje i Panteon mielibyśmy już za sobą. A tak, niestety, pewne kunktatorstwo i strach sprawiają, że te prace są odwlekane na niekorzyść Żołnierzy Wyklętych, a po wtóre rodziny to bardzo przeżywają. Miały obiecane wiele, nic z tego nie udało się w tym roku zrealizować. To przykre, że III Rzeczpospolita tak podchodzi do rodzin tych, którzy walczyli o wolną i niepodległą Polskę. I że składa się obietnice bez pokrycia.

Czy rodziny zamierzają tak czekać? Czy są plany protestu, albo symbolicznego dania znać urzędom, że tak dalej być nie może?

(...) Nie sądzę, żeby rodziny same, pojedynczo mogły cokolwiek osiągnąć. One raczej z przerażeniem patrzą. Mamy stały kontakt z rodziną Hieronima Dekutowskiego "Zapory", czy z panem Mieszkowskim, czy z państwem Pileckimi. Oni z dużym dystansem zaczęli patrzeć na to, co się dzieje i z dużym żalem. Jeżeli Zofia i Andrzej Pileccy słyszeli na początku roku, że w połowie roku rotmistrz Pilecki zostanie prawdopodobnie odnaleziony, a nawet będą mogli pójść na jego grób... A teraz słyszą, że jest jakiś dziwny etap 2 i pół na Łączce, to ja myślę, że oni przestali poważnie traktować te deklaracje i obietnice. Niestety, przestali też wierzyć ludziom, którzy takie deklaracje składają. (...)

(acz)