Do Ministerstwa Obrony Narodowej wpłynęło 29 pozwów - wezwań przedprocesowych skierowanych przez jedną z gdyńskich kancelarii w imieniu członków rodzin dwudziestu ofiar katastrofy wojskowego samolotu transportowego CASA C-295 pod Mirosławcem.
Każde roszczenie opiewa na milion złotych tytułem zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych - powiedział rzecznik MON Janusz Sejmej. Dopytywany o szczegóły, odpowiedział tylko, że dokumenty wpłynęły ok. południa i są analizowane przez departament prawny MON. Zapowiedział, że wszelkie decyzję będą podejmowane po dokonaniu oceny dokumentów.
Zgodnie z prawem, jeżeli kwota roszczenia wobec Skarbu Państwa wynosi co najmniej milion złotych, urząd państwowy reprezentuje Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa.
Samolot rozbił się 23 stycznia 2008 r. w Zachodniopomorskiem. Maszyna wykonywała lot na trasie Okęcie-Powidz-Krzesiny-Mirosławiec-Świdwin-Kraków, rozwoziła uczestników konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP. W katastrofie zginęło 20 lotników - czteroosobowa załoga i 16 oficerów.
Komisja badająca przyczyny tragedii uznała, że doprowadził do niej splot wielu okoliczności. Eksperci ustalili, że na katastrofę wpływ miał m.in. niewłaściwy dobór załogi i jej niewłaściwa współpraca w kabinie, niekorzystne warunki atmosferyczne na lotnisku, brak obserwacji wskazań radiowysokościomierza podczas podejść do lądowania i błędna interpretacja wskazań wysokościomierzy.
Według komisji na katastrofę wpływ miało też wyłączenie sygnalizacji dźwiękowej urządzenia EGPWS, pozbawiające załogę informacji o niebezpiecznym zbliżaniu się do ziemi, nadmiernym przechyleniu samolotu i o przejściu przez poszczególne progi wysokości podczas zniżania w czasie obu podejść do lądowania.
Zdaniem ekspertów katastrofie sprzyjały: brak wyszkolenia drugiego pilota w lotach w nocy i w trudnych warunkach atmosferycznych, brak doświadczenia dowódcy w lotach na tej wersji CASY, brak doświadczenia kontrolera w prowadzeniu samolotów innych niż Su-22, czy używanie przez załogę i kontrolera różnych jednostek miar. Wskazano też, że system nawigacyjny ILS, w jaki wyposażony był samolot, nie mógł być użyty, bo system ten nie działał na lotnisku w Mirosławcu.
Po tragedii stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie ministra obrony - za decyzje, które doprowadziły do katastrofy. Byli to ówczesny dowódca 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego z Krakowa, kontroler zbliżania oraz precyzyjnego podejścia, kontroler lotniska, komendant Wojskowego Portu Lotniczego w Mirosławcu i starszy dyżurny Centrum Operacji Powietrznych. W związku z katastrofą wobec 23 żołnierzy złożono wnioski o wszczęcie postępowań dyscyplinarnych; ich danych nie ujawniono.
Do tej pory w sprawie przedstawiono zarzuty dwóm osobom. Ówczesny dowódca 13. Eskadry z Krakowa ppłk Leszek L. jest podejrzany o nieumyślne niedopełnienie obowiązków ws. katastrofy wojskowego samolotu CASA. Grozi mu kara do dwóch lat pozbawienia wolności. Por. Adam B., były kontroler zbliżania i precyzyjnego podejścia w Wojskowym Porcie Lotniczym w Mirosławcu, usłyszał zarzut nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym; grozi mu do dwóch lat więzienia.
Zarzuty postawiono m.in. na podstawie opinii przygotowanej przez biegłych, którą prokuratura otrzymała w grudniu 2009 r. Śledczy badający sprawę biorą pod uwagę odpowiedzialność załogi samolotu oraz osób, które były odpowiedzialne za organizację lotu i za sprowadzenie samolotu do lądowania, nie wykluczają też postawienia zarzutów innym osobom.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu otrzymała niedawno opinię uzupełniającą w sprawie katastrofy. Jej rzecznik ppłk Sławomir Schewe powiedział kilka dni temu, że do końca miesiąca spodziewana jest druga z zamówionych opinii. Przygotowanie dokumentów opóźniło się, m.in. dlatego że pracujący nad nimi biegli od kwietnia byli zaangażowani w sprawę wyjaśniania przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem.
Liczymy na to, że po przeanalizowaniu obu opinii, na początku przyszłego miesiąca uda nam się podjąć dalsze decyzje co do kolejnych czynności w śledztwie. Chcemy, by nastąpiło to najszybciej, jak to tylko możliwe - powiedział ppłk Schewe.