Rodzice uczniów z niepełnosprawnościami alarmują, że nowe przepisy, które miały ułatwić włączenie ich dzieci do nauki w szkole, mogą mieć odwrotny skutek. "Na skutek zmian legislacyjnych, które ładnie wyglądają na papierze, może dojść do wyrzucania niektórych dzieci" - ostrzega doktor Paweł Kubicki ze Stowarzyszenia "Nie-grzeczne dzieci".

REKLAMA

Od września nauczanie indywidualne może odbywać się tylko w domu. Dzieci z niepełnosprawnościami, które mogą uczyć się także w szkole, muszą uzyskać orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego - donosi nasz reporter Grzegorz Kwolek.

Do tej pory orzeczenie o nauczaniu indywidualnym umożliwiało także naukę w szkole i było skutecznie wykorzystywane jako narzędzie do uzyskania dodatkowych zajęć logopedycznych czy pedagogicznych.

Teraz dyrektorzy mają zapewniać indywidualną ścieżkę nauczania na podstawie orzeczeń o potrzebie kształcenia specjalnego.

Mamy mnóstwo sygnałów od rodziców zaniepokojonych zderzeniem z administracyjną ścianą - mówi doktor Paweł Kubicki ze Stowarzyszenia "Nie-grzeczne dzieci".

"W teorii wszytko działa, w praktyce czeka nas walka"

Pani minister mówi, że dla dzieci bez niepełnosprawności mamy opinie i indywidualizacje w ramach pomocy psychologiczno-pedagogicznej, dla dzieci z niepełnosprawnościami wszystko da się załatwić w ramach orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego i indywidualnego programu edukacyjno-terapeutycznego. Czyli w teorii i na papierze ścieżka, jak takiego wsparcia udzielić, jest - mówi Paweł Kubicki.

Jak jednak podkreśla, wieloletnia praktyka pokazuje, jak ciężko w terenie wywalczyć godzinę logopedii, zamienić logopedię z grupowej na indywidualną, wywalczyć jedną godzinę. A tutaj mówimy, że bezproblemowo ma się znaleźć kilka godzin. I nikt w to nie uwierzy, kto się w praktyce zetknął z taką codzienną walką i wyszarpywaniem, negocjowaniem, ustaleniem ze szkolą, z samorządem - mówi Kubicki.

Dobry pomysł wdrażany w najgorszym możliwym momencie

Nie mówimy, że PiS czy MEN celową chcą wyrzucać dzieci niepełnosprawne ze szkół - dodaje ekspert. Jego zdaniem dobry pomysł jest wdrażany w najgorszym możliwym momencie, momencie olbrzymiej zmiany systemowej, czyli likwidacji gimnazjów. W momencie zmiany systemowej, gdzie każdy samorząd już jest wściekły, że musi dopłacić do edukacji, zmieniać ławki, modernizować, przerabiać klasy na sale gimnastyczne czy szatnie - tłumaczy.

Ta sama sytuacja dotyczy dyrektorów placówek - podkreśla. Tych nauczycieli zwalnia, tamtych przyjmuje, tu układa siatkę, zastanawia się, czy pomieści 7 klasę w szkole, czy nie. Ma mnóstwo rzeczy na głowie. I ma jeszcze jedno dziecko w szkole, które o coś apeluje. Szansa, że ten głos zaginie, jest bardzo duża. I tego też się boją rodzice - tłumaczy.

Szkoły i samorządy mają dodatkowe środki

Zmiany są dobrze przygotowane i uzgodnione z rodzicami i nauczycielami - odpowiada wiceminister edukacji. Szkoły i samorządy mają dodatkowe środki na indywidualne programy edukacyjno-terapeutyczne w ramach orzeczeń o specjalnych potrzebach edukacyjnych i muszą zapewnić dzieciom możliwość nauki w szkole - mówi ostro Marzena Machałek. To ma być realizowane i będziemy bardzo mocno jako ministerstwo, jako kuratorzy, egzekwować te zapisy - zapewnia. Wiceminister apeluje do rodziców, żeby alarmowali o problemach z zapewnieniem nauki dzieci z niepełnosprawnościami w szkole.

(mpw)