"Złożę w Senacie wniosek, aby referendum konsultacyjne w sprawie konstytucji odbyło się 10 i 11 listopada. Apeluję o obecność na referendum, w którym wszyscy Polacy będą mogli wypowiedzieć się, co do swojej wizji przyszłego ustroju Polski" - powiedział w czasie uroczystości 3 maja prezydent Andrzej Duda. Jego urzędnicy dopowiadają, że pytań, na które odpowiadać mają Polacy, będzie dziesięć. Dodaliśmy jeszcze jedenaste. Sprawdziliśmy, ile może kosztować dwudniowy plebiscyt, w którym mamy ustalić kształt nowej Ustawy Zasadniczej. Co się okazało? Nie będzie to wydarzenie tanie.

REKLAMA

Tuż po pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2015 roku referendum m.in. w sprawie wprowadzenia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych zapowiedział ówczesny prezydent Bronisław Komorowski. Frekwencja we wrześniowym głosowaniu wyniosła 7,8 proc. i - jak wyliczył wtedy "Dziennik Gazeta Prawna" - była najniższą z odnotowanych we wszystkich dotychczasowych ogólnokrajowych głosowaniach przeprowadzonych w Europie po 1945 roku. Referendum, które miało miejsce w 2015 roku kosztowało około 90 milionów - szacuje w RMF FM przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński.

Zapowiadane przez głowę państwa listopadowe głosowanie będzie stało pod znakiem cyfry 2. Będzie to drugie referendum za kadencji Andrzeja Dudy (wspomniane referendum Komorowskiego realizowała już jego administracja). Co więcej - to dwa dni głosowania, dwa razy więcej pracy w komisjach, a w końcu... dwa razy wyższe koszty. 90 milionów złotych kosztów referendum Komorowskiego będzie trzeba pomnożyć razy dwa - mówi Hermeliński. To co najmniej 180 milionów - dużo więcej niż przewiduje obecnie budżet. Jak deklaruje szef PKW, obecnie pieniędzy starczy "prawie na przeprowadzenie wyborów samorządowych". Mowa o około 300 milionach złotych. A i te środki trafią do kasy organizatora głosowania niejako przypadkiem. Będą pochodzić z niewykorzystanych funduszy na instalację kamerek internetowych w lokalach wyborczych. Nie zostaną zamontowane ze względu na przepisy dotyczące ochrony danych osobowych. Choć i te pieniądze są - według Hermelińskiego - na razie tylko zapisem księgowym na koncie.

Dodatkowym kosztem będzie przeliczanie głosów. Państwowa Komisja Wyborcza szykuje się na podwójne przeliczanie głosów, tak jak będzie to miało miejsce w przypadku wyborów samorządowych. Pierwsza głosy zliczy, druga - sprawdzi pierwszą. Dwie komisje oznaczają dwa razy więcej członków i dwa razy więcej pieniędzy na wynagrodzenia. A i te nie są zbyt wysokie. Podczas wyborów w 2015 roku pensja liczących głosy wyniosła 160 złotych. Przydałyby się podwyżki - gdyby nastąpiły, chętnych do pracy było więcej - tłumaczy Hermeliński.

Ale nie samymi pieniędzmi komisarz wyborczy żyje. Szefa PKW nie przekonuje też kalendarz wyborczy. O maratonie, który może czekać wyborców na jesieni, pisał wczoraj dziennikarz RMF FM Tomasz Skory. Dwie tury głosowania samorządowego i dwa dni referendum ogólnopolskiego w wielu miejscach oznaczać będzie wycieczkę do lokalu wyborczego nawet trzy razy w miesiącu. Nie byłoby chyba to najlepszym rozwiązaniem, żeby co dwa tygodnie obywatele zmierzali do lokalu wyborczego - mogliby się pogubić. A część by po prostu machnęła ręką, powiedziałaby że wystarczy raz. Góra dwa razy - mówi Hermeliński.

Gdyby tak się stało, tym trzecim, "niechcianym" głosowaniem stałoby się właśnie... referendum konstytucyjne. Za 180 milionów złotych.

(m)